W jednej z krakowskich knajpek na Rynku wiceprezes Kolegium Sędziów Małopolskiego Związku Piłki Nożnej zarezerwował całą salę. Nie chciał, żeby mu przeszkadzano. Ostatnie dni były dla niego bowiem bardzo wyczerpujące. Podejrzewany o korupcję musiał we Wrocławiu złożyć wyczerpujące zeznania. Teraz w spokoju razem ze znajomymi mógł pogadać o przekrętach, które robił, gdy sędziował spotkania pierwszej ligi.

Reklama

Przechwałkom nie było końca. "Ech, ale się tej kasy zgarnęło. Tylko teraz wszystko się po... I co najgorsze, oni dalej idą z tym śledztwem. Pojeb..." - wychylając kolejny kieliszek czystej, krzyczał skompromitowany arbiter.

Po następnej butelce wódki już zaczęło się marudzenie i wspominki, jaki to ten świat jest zły. "Pamiętam tego doktora Kota. On nie chciał za chu... ułożyć. W ogóle nie wziął kasy. Taki interes mi popsuł" - opowiadał Jacek P., były funkcjonariusz wydziału dochodzeniowo-śledczego Milicji Obywatelskiej i Policji.

Myślał, że nic z tej rozmowy nie wydostanie się poza mury knajpy. On i jego kompani byli oszołomieni, kiedy zostało im zrobione zdjęcie. Tak się wystraszyli, że jeden z nich pobiegł za fotoreporterem. Chciał za wszelką cenę wykasować kompromitujące ich zdjęcia. Wkurzony, że mu się nie udało, wrócił do stolika. I... zamówił kolejną butelkę wódki.

Reklama