Lech Poznań - Polonia Warszawa 0:1 (0:0)

Bramka: 0:1 Manuel Arboleda (54-samobójcza).

Żółte kartki: Artur Sobiech, Patryk Rachwał, Jakub Tosik, Łukasz Trałka (wszyscy Polonia). Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok). Widzów: ok. 20 tys.

Lech: Krzysztof Kotorowski - Hubert Wołąkiewicz (66. Tomasz Mikołajczak), Manuel Arboleda, Bartosz Bosacki, Luis Henriquez - Marcin Kikut (46. Sergiej Kriwiec), Dmitrije Injac, Semir Stilić (77. Marcin Kamiński), Rafał Murawski, Jacek Kiełb - Artjoms Rudnevs.

Reklama

Polonia: Sebastian Przyrowski - Jakub Tosik, Tomasz Jodłowiec, Maciej Sadlok, Dorde Cotra - Adrian Mierzejewski (89. Janusz Gancarczyk), Łukasz Trałka, Artur Sobiech (90+2 Daniel Gołębiewski), Patryk Rachwał, Bruno - Euzebiusz Smolarek (63. Milos Adamović).

Było to ważne spotkanie dla obu zespołów, bowiem rozgrywki Pucharu Polski mogą okazać się dla nich najkrótszą i być może jedyną drogą do europejskich pucharów. Bliżej awansu do półfinału są "Czarne Koszule", które dzięki samobójczemu trafieniu Manuela Arboledy wygrały 1:0.

Poznańscy kibice przeżyli spory zawód. Trzy dni po dobrym występie w Lidze Europejskiej ze Sportingiem Braga (wygranym 1:0), przeciwko Polonii lechici zagrali bezbarwnie. Trener mistrzów Polski Jose Maria Bakero trochę przemeblował skład i od pierwszej minuty zagrali m.in. Rafał Murawski, Jacek Kiełb, Hubert Wołąkiewicz, Panamczyk Luis Henriquez i Serb Dmitrije Injac. "Świeża krew" jednak nie pomogła, a gospodarzom brakowało przede wszystkim pomysłu na grę.

Reklama



Poloniści również niczym szczególnym nie zaimponowali, ale grali bardzo konsekwentnie, szczególnie w defensywie. Para stoperów Tomasz Jodłowiec - Maciej Sadlok nie dała rozwinąć skrzydeł ani Bośniakowi Semirowi Stiliciowi, ani Łotyszowi Artjomsowi Rudnevsowi. Pewnie bronił Sebastian Przyrowski, inna sprawa, że pracy nie miał zbyt wiele.

Jedyna bramka padła w nieco przypadkowych okolicznościach. Po zagraniu Brazylijczyka Bruno, sytuację próbował wyjaśnić Arboleda, lecz interweniował tak niefortunnie, że posłał piłkę do własnej siatki. Kolumbijczyk starał się za wszelką cenę zrehabilitować się, wspomagał partnerów z ataku, lecz bez efektów.

Lech grał schematycznie, liczne wrzutki na pole karne nie stanowiły większego problemu dla Przyrowskiego i warszawskich obrońców. W doliczonym czasie gry goście mogli podwyższyć rezultat, ale w ogromnym zamieszaniu podbramkowym przytomnie zachował się Krzysztof Kotorowski.