Gryf złożył protest w przepisowym terminie 48 godzin od zakończenia meczu z Legią. W protokole z tego spotkania warszawska drużyna umieściła w wyjściowym składzie z numerem 25 Jakuba Rzeźniczaka, który w ogóle nie pojawił się na boisku. Zamiast niego zagrał (do 67. minuty) z numerem 2 Artur Jędrzejczyk, który wpisany był jako rezerwowy.
Po analizie materiału zgromadzonego w trakcie postępowania, w szczególności sprawozdania sędziego, Wydział Gier PZPN uznał, że Artur Jędrzejczyk był uprawniony do gry w meczu 1/4 finału Pucharu Polski. Legia Warszawa mogła dokonać zmiany zawodnika, który nie był zdolny do rozpoczęcia zawodów, pomimo że był wpisany jako zawodnik podstawowy i mogło nastąpić jego zastąpienie przez jednego z zawodników rezerwowych. Zgodnie z przepisami, w takiej sytuacji zmniejszeniu ulega ilość zawodników rezerwowych, a podczas meczu klub może nadal dokonywać zmian zawodników w ilości określonej w regulaminie rozgrywek - podano na oficjalnej stronie PZPN.
Przepisy PZPN w sprawie organizacji rozgrywek w piłkę nożną, jednoznacznie określają przesłanki, których spełnienie warunkuje weryfikację wyniku meczu jako walkower na niekorzyść jednej z drużyn. Wydział stwierdził, że wystąpiły uchybienia natury technicznej, które jednak nie mogły w żaden sposób wpłynąć na merytoryczną treść orzeczenia - dodano.
I tak w protokole nie było żadnej adnotacji, że Jędrzejczyk zastąpił Rzeźniczaka. Zresztą ten drugi cały mecz przesiedział na ławce rezerwowych, chociaż zgodnie z interpretacją Wydziału Gier PZPN nie miał do tego prawa i nawet się rozgrzewał. Jeszcze nie wiemy, czy odwołamy się od tej decyzji, niemniej za takie samo uchybienie nasza druga drużyna ukarana została walkowerem - wyjaśnił dyrektor sportowy Gryfa Wiesław Renusz.
Tymczasem zawodnicy wejherowskiego trzecioligowca po porannym treningu wyjechali do Warszawy. Zabrałem pełną kadrę liczącą 23 piłkarzy, a nie tylko 18 zawodników, którzy mogą być wpisani do protokołu. Przed wszystkimi pucharowymi meczami byliśmy razem, dlatego teraz również nie zamierzam nikogo odtrącać. Wszyscy mogą być mi w trakcie ligowych rozgrywek potrzebni. Poza tym mecz z Legią jest dla nas wielkim wydarzeniem i niech każdy ma okazję przeżyć go będąc na stadionie, a nie przed telewizorem - powiedział trener Grzegorz Niciński.
Pomimo porażki w pierwszym spotkaniu 0:3 wejherowianie nie zamierzają oddać rewanżu bez walki. Jesteśmy skromnym zespołem z III ligi, a Legia to przyszły mistrz Polski. Obie drużyny dzieli kilka klas różnicy, jednak chcemy się godnie zaprezentować w stolicy. Szczególną uwagę musimy zwrócić na akcję skrzydłami, bo właśnie w ten sposób straciliśmy wszystkie gole. Niemniej gdybyśmy pokonali rywali futbol stanąłby na głowie. Przy takiej dysproporcji umiejętności można wygrać jeden mecz na dziesięć, a my do spotkania z Legią wygraliśmy pięć na pięć - przyznał wejherowski szkoleniowiec.
Wcześniej Gryf wyeliminował tercet pierwszoligowców, Olimpię Grudziądz, Zawiszę Bydgoszcz i Sandecję Nowy Sącz, a następnie dwóch przedstawicieli T-Mobile Ekstraklasy, Koronę Kielce (była wtedy liderem rozgrywek) i Górnika Zabrze.
I tak zrobiliśmy bardzo dużo. Gdybym w maju zeszłego roku, kiedy obejmowałem zespół, powiedział, że w następnym roku w marcu będziemy grali w ćwierćfinale Pucharu Polski z Legią na Łazienkowskiej to zawodnicy potraktowaliby mnie nie jak niepoprawnego fantastę, ale wręcz wariata. Ja również po takiej zapowiedzi miałbym wątpliwości co do swojego stanu psychicznego. Ale jak widać w futbolu wszystko jest możliwe - podsumował Grzegorz Niciński.
W Warszawie piłkarzy Gryfa będzie wspierać kilkuset kibiców.