Piech pojawił się na boisku w 83. minucie, ale zdążył dwa razy zagrozić bramce gospodarzy. W obu przypadkach golkiper Estonii Sergei Pareiko był jednak górą.
Wszedłem na murawę po to, żeby coś dać drużynie. Przede wszystkim strzelić gola, to się nie udało. Miałem dwie okazje. Najpierw trochę źle uderzyłem, ta druga sytuacja była jeszcze lepsza, wyszedłem na "czystą" pozycję. Chciałem kopnąć mocniej z pierwszej piłki, ale nieczysto w nią trafiłem. W efekcie Pareiko obronił - przyznał Piech.
Trener Waldemar Fornalik - jak sam stwierdził - może trochę żałować, że tak późno wpuścił napastnika Ruchu Chorzów na boisko. Zawodnik podchodzi do tego ze spokojem.
To trener decyduje, ja muszę cierpliwie czekać na szansę. Obecni reprezentanci grają już ze sobą bardzo długo, znają się. Ja dopiero doszedłem do nich, mam nadzieję, że moja forma strzelecka pozwoli na kolejne powołania do kadry. Będę dawał reprezentacji sto procent - podkreślił.
Czy po porażce z Estonią polscy kibice mają jakiekolwiek powody do optymizmu przed pierwszym meczem eliminacji mistrzostw świata - 7 września z Czarnogórą?
To było spotkanie towarzyskie, debiut trenera Fornalika w kadrze. Na razie trudno było cokolwiek przygotować. Szkoda, że nie ma trochę więcej czasu, żeby kilka kwestii dopracować. Ale nie załamujemy się, postaramy się zapomnieć o tej wpadce. Idziemy do przodu. Damy z siebie wszystko, aby nasza gra wyglądała lepiej i żebyśmy przeszli te eliminacje - zapewnił.
Piech może czuć się w kadrze jak w klubie - w chorzowskim zespole do niedawno pracował nie tylko z Fornalikiem, ale również z jego asystentem Markiem Wleciałowskim (obecnie drugim trenerem reprezentacji).
Proszę nie myśleć, że dzięki temu jest mi łatwiej. Trener podkreślił, że nie ma dla nikogo taryfy ulgowej. Trzeba ostro pracować i walczyć, aby dostać się do kadry - zakończył 27-letni napastnik.