Jeszcze raz stanowczo twierdzę, że nie handlowałem biletami - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Kazimierz Greń. Piłkarski działacz zapewnia, że nie był żadnym konikiem i nie chciał zarobić na sprzedaży wejściówek na spotkanie Polska - Irlandia. Tłumaczy, że 12 biletów, które miał przy sobie, były przeznaczone dla przyjaciół jego znajomego, Dariusza Siarkiewicza. Nie było możliwości, by te bilety trafiły do anonimowych odbiorców. Ja za nie zapłaciłem po 50 euro za sztukę, a ci ludzie mieli mi oddać pieniądze i odebrać je przed meczem - wyjaśnia Greń.
Opisuje też, jak wyglądało jego zatrzymanie. Stał w bramie i palił papierosa, gdy pojawili się policjanci. Wylegitymowali go i skonfiskowali bilety. Dopiero z komisariatu, w obecności prawnika i tłumacza zadzwoniono do pana Siarkiewicza, który potwierdził, że mówię prawdę - stwierdził. Zapewnia też, że został uniewinniony przez sąd, a artykuły irlandzkich mediów, że przyznał się do winy, to kłamstwa.
ZOBACZ TAKŻE: Boniek: "Afery biletowej" Grenia nie zamieciemy pod dywan>>>