Na stadionie Friends Arena w stolicy Szwecji większość publiczności stanowili kibice tureccy, lecz nie przyjezdni tylko zamieszkali na stałe w Szwecji.
„Czułem się jakbym grał w Turcji w kotle tamtejszych kibiców” - powiedział na antenie telewizji SVT Jimmy Durmaz, szwedzki napastnik pochodzenia turecko-libańskiego.
Pomocnik Victor Claesson dodał, że „stadion nie był wypełniony, ponieważ ten dzień tygodnia i późna godzina spotkania 20.45 nie odpowiadał idącym na drugi dzień do pracy, jak również wysokie ceny biletów. Na trybunach przeważali jednak kibice tureccy, dla których mecz musiał być wielkim wydarzeniem, gdyż od początku do końca tak fantastycznie dopingowali swoją drużynę, że szwedzkich kibiców nie było ani widać ani słychać”.
Dziennik "Aftonbladet" skomentował, że Szwecja przegrała nie tylko na boisku, ale też na trybunach.
Szwedzkie media oceniły, że sytuacja pokazała „nową multikulturową Szwecję”, obraz tak ważny w cieniu wyborów parlamentarnych, które odbyły się dzień wcześniej i w których najważniejszą kwestią była polityka imigracyjna.