Po fuzji Lecha z Amicą w Poznaniu spodziewano się spektakularnych transferów. Nikt ich się nie doczekał. Teraz ma się to zmienić. "Jak będziemy co okienko tylko uzupełniać kadrę, to do żadnego sukcesu nie dojdziemy" - dodaje Smuda. "Trzeba kupować możliwie najtaniej, ale nie byle kogo. Mówimy o poważnych wzmocnieniach drużyny, i to niejednym zawodnikiem" - przekonuje Kasprzak na łamach "Faktu".

Niemal pewne jest, że do Poznania trafi Manuel Arboleda z Zagłębia Lubin. Lech wyłoży za niego pół miliona euro. "Będą na niego pieniądze" - mówią w klubie. Na innych też. "Potrzebujemy stopera, defensywnego pomocnika i napastnika z prawdziwego zdarzenia" - wylicza Franz.

Jest mało prawdopodobne, żeby do Kolejorza trafił któryś z reprezentantów Polski grający w naszej ekstraklasie. Nie dlatego, że Lecha nie stać. Po prostu oni nie chcą już występować w naszej lidze i szukają sobie klubów zagranicznych. Wyjątkiem może być Wojciech Łobodziński. Zagłębie sprzeda go w pakiecie z Arboledą za 5 milionów złotych.

Przed rozpoczęciem sezonu poznańscy działacze skąpili grosza. Legia sprzątnęła im sprzed nosa Piotra Gizę. Smuda chciał też Słowaka Stanislava Sestaka. Pożałowano na niego 700 tysięcy euro. Obecnie napastnik strzela gola za golem dla VFL Bochum. Podobne sytuacje mają się już w Lechu nie powtórzyć. "Co roku chcemy zwiększać budżet przynajmniej o 10 procent. W połowie października na pewno będziemy już wiedzieć, ile wydamy. A wydamy na pewno" - obiecuje Kasprzak.

Zimą ma wrócić temat sprowadzenia z Bełchatowa Dariusza Pietrasiaka. Przed sezonem stoper GKS nie chciał zmieniać klubu, bo mógł grać w Pucharze UEFA. Gdy jego zespół szybko odpadł, piłkarz podobno pluł sobie w brodę, że nie zgodził się przejść do Poznania. A Smuda nadal widzi go u siebie w drużynie.







Reklama