Tydzień temu Czesław Michniewicz, trener Zagłębia Lubin, odebrał telefon i krótko, acz rzeczowo powiedział: "Proszę zadzwonić później, bo jestem na lekcji angielskiego. Właśnie ćwiczymy zdanie <David, wracaj do zajęć>". Dla niewtajemniczonych - żart taki sobie. Dla nielicznego grona tych, którzy wiedzieli, o co chodzi - całkiem niezły. Już wówczas 37-letni szkoleniowiec był w kontakcie z Los Angeles Galaxy, czyli z klubem, w którym gra David Beckham.
"Oferta jest bardzo konkretna. To dla mnie nobilitujące, że klub zza oceanu mnie dostrzegł. Ale jednocześnie mam jeszcze dwuletni kontrakt z Zagłębiem Lubin. I to, że ktoś składa mi propozycję, nie oznacza, że ja wszystko rzucę i ją przyjmę. Zastanawiam się, analizuję za i przeciw" - asekuruje się Michniewicz.
Tak naprawdę decyzję już chyba podjął - argumentów "za" jest mnóstwo, a tych "przeciw" prawie w ogóle. Całkiem możliwe, że piątkowy mecz z Jagiellonią Białystok będzie ostatnim, w jakim Michniewicz poprowadzi lubinian. Później mógłby polecieć do USA na krótki rekonesans, wybrać dom i szkołę dla dwóch synów. Życie w Kalifornii zapowiada się bajkowo. Najzimniej jest w styczniu - 19 stopni Celsjusza...
Na zdrowy rozum informacja pod tytułem "Michniewicz trenerem Beckhama" brzmi absurdalnie. W internecie kibice prześcigają się w drwinach ze szkoleniowca
Zagłębia, każą mu zejść na ziemię i zająć się robotą. Ale cała ta zaskakująca historia ma ręce i nogi. Zaczęło się od... Beckhama, który powiedział, iż niezbędny w Los Angeles jest trener z Europy, bo taktyka całkiem leży. Skontaktowano się więc z najbardziej cenionym w MLS europejskim szkoleniowcem, czyli Piotrem Nowakiem. A on polecił Michniewicza.
"Ty jesteś <successful> w amerykańskim stylu" - mówił Michniewiczowi Nowak. "Masz 37 lat, zdobyłeś mistrzostwo, puchar, dwa superpuchary. Masz świetne
CV. Amerykanie takich ludzi lubią" - tłumaczył.
Dopiero po rozmowie z byłym kapitanem reprezentacji Polski Michniewicz zorientował się, że to wcale nie jest dowcip, nie ruszyła nowa edycja popularnego programu telewizyjnego "Mamy cię!". Kolejne telefony, w tym od prezesa Los Angeles Galaxy, Alexi Lalasa tylko utwierdziły polskiego szkoleniowca w przekonaniu, że to wszystko dzieje się naprawdę. Galaxy - mające w składzie oprócz Beckhama także Londona Donovana, Abela Xaviera i Cobi Jonesa - ma za sobą fatalny sezon i niezbędne są roszady w sztabie szkoleniowym. Michniewicz miałby zabrać ze sobą sprawdzonego asystenta, Rafała Ulatowskiego.
"Trenować Beckhama? Pewnie, że to fajna sprawa. Większość polskich trenerów nie będzie miała okazji go spotkać nawet na korytarzu, a co dopiero prowadzić go w zespole. Ale widać, że przysłowie: <cudze chwalicie, swego nie znacie> ciągle jest aktualne. Naprawdę mamy w Polsce młodych, zdolnych trenerów i świat zaczyna ich dostrzegać" - mówi Michniewicz.
Jedynym, co trzyma go w Polsce, jest Zagłębie. W poprzednim sezonie wyciągnął ten zespół z kryzysu i w świetnym stylu pomaszerował po mistrzostwo kraju (a później jeszcze zdobył Superpuchar). Teraz wszystko zaczęło się sypać, pojawiła się seria porażek i odejście byłoby niczym dezercja z pola bitwy. Zwłaszcza, że bitwa jest także wewnątrz klubu. W prasie otwarcie Michniewicza zaatakował kapitan zespołu Maciej Iwański, co jasno pokazało konflikt na linii trener - część piłkarzy.
A Michniewicz nie chce, by w klubie rządzili zawodnicy i nie za bardzo uśmiecha mu się odejście na ich życzenie. "Mam świadomość, że w Lubinie wiele rzeczy w ostatnich dniach wyglądało nie tak, jak powinno. Trzeba tę sytuację przeanalizować i wyciągnąć z niej wnioski" - mówi.
Wiadomo, że Iwański (autor pytania do Manuela Arboledy po przegranym meczu z Groclinem: "Czemu ryczysz? Na paliwo nie masz?") nie zagra w Białymstoku. Dziwnie długo leczy drobny uraz. Między innymi z powodu tej zawieruchy Michniewicz był wczoraj w podłym nastroju. Ale przejście do Los Angeles Galaxy, czyli do "piłkarskiego Hollywood", byłoby dość miłym sposobem na wyrwanie się z polskiej matni.