Po zadymie w Bełchatowie nikt nie został zatrzymany, ale wiceminister zapewnia, że prędzej czy później to się stanie. "Są kamery na trybunach i spora grupa osób pracuje nad tym, by namierzyć i ukarać wszystkich chuliganów. To kwestia czasu" - mówi.
Dlaczego policjanci od razu nie zatrzymywali hasających po boisku awanturników? Bo nie jest to takie proste. "Naprawdę trudno wyznaczyć granicę między jeszcze ochroną imprezy a już prowokowaniem tłumu do eskalacji zamieszek. Czasem lepiej jeśli policja po prostu uspokoi sytuację. Bywa tak, że lepiej poczekać, ale za to mieć materiał dowodowy jasno wskazujący, że ten konkretny delikwent bił kogoś, tamten wyrywał ławki, a jeszcze inny rzucał butelki, czy petardy na boisko. Wówczas mamy pewność, że dysponujemy mocnymi dowodami, które pozwolą skazać łobuza w sądzie" - wyjaśnia Rapacki.
Rząd pochwala działanie policji. Trwają prace nad nową ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych. Kiedy wejdzie ona w życie, każdorazowe wkroczenie na murawę będzie srogo karane - za pierwsze wtargnięcie 10 tysięcy złotych. Za każde następne - 40 tysięcy.
Minister Rapacki jest pewny, że działania rządu wyeliminują problem chuligaństwa. "Kibole, bójcie się. Będziemy was tak długo nękać, aż was wyeliminujemy" - ostrzega na łamach "Gazety Wyborczej".