Formalnie Kulikowski we władzach PZPN nie pełni żadnej roli, ale zna go każdy. A chyba najbardziej Michał Listkiewicz. Osiem lat temu zaproponował byłemu prezesowi, który wtedy dopiero rozkręcał się w rządzeniu polską piłką, biznesową współpracę. Chodziło o pomoc w załatwianiu kontraktów dla firmy budowlanej Pol-Waz, której Kulikowski był współwłaścicielem - pisze "Przegląd Sportowy".

Reklama

Firma się rozpadła, ale Listkiewicz Kulikowskiego nadal cenił. Najpierw uczynił go w PZPN swoim doradcą do spraw inwestycji, a potem szefem komisji ds. piłki kobiecej. "No i co w tym złego? Kulikowski z tych funkcji wywiązywał się bardzo dobrze" - twierdzi Listkiewicz.

Ma go za co chwalić, bo operatywny biznesmen swego czasu przekazał piłkarskiej centrali w ramach umowy sponsorskiej wspaniałomyślnie pięć służbowych samochodów. "Kulikowski? Człowiek, który ma trochę pieniędzy i lubi jeździć na mecze polskiej reprezentacji. Nie przeceniałbym jego obecnej roli, ale to nie moja sprawa" - uważa Zbigniew Boniek.

"Panie, ja chciałbym na niego wpływać, ale on sobie na to nie pozwoli. Nawet podoba mi się, gdy ludzie gadają, jaki to ja wszechmocny jestem, ale muszę wszystkich rozczarować, bo nie mam takiej siły" - śmieje się sam Kulikowski.

Szybko spoważniał, gdy usłyszał pytanie, czemu dał 200 tysięcy złotych na kampanię wyborczą Laty i czego oczekiwał od niego w zamian? "Kto wam takich bzdur naopowiadał?! Po Polsce jeździł Lato z Kazimierzem Greniem i sami płacili za paliwo. Są na to rachunki. Ja może parę razy zapłaciłem Grzegorzowi za hotel. No to może nazbierało się tego ze dwa tysiące złotych, a nie dwieście" - szybko oblicza.