Spór między Superligą a UEFA i FIFA o utworzenie nowych rozgrywek piłkarskich przybrał sądowy charakter. W poniedziałek po raz pierwszy odbyła się rozprawa przed TSUE.

Reklama

Piłkarska centrala broni swojego prawa do prowadzenia klubowych rozgrywek na Starym Kontynencie i wynikających z tego zysków ze sprzedaży lukratywnych praw marketingowych i telewizyjnych.

Reprezentujący UEFA Donald Slater argumentował przed 15-osobowym panelem sędziowskim, że stworzona z myślą wyłącznie o najbogatszych klubach Superliga to "podręcznikowy przykład kartelu". Wskazywał, że zezwolenie na funkcjonowanie Superligi doprowadziłoby do powstania kolejnych zamkniętych lig, także w innych dyscyplinach, co w efekcie oznaczałoby upadek istniejącego od dekad systemu otwartych rozgrywek, do których można się dostać poprzez kwalifikacje. Zaznaczył też, że UEFA przeznacza pokaźną część zysków na promocję futbolu w całej Europie, ale ze szczególnym uwzględnieniem krajów najbiedniejszych.

"UEFA nigdy nie zgodzi się na konkurenta"

Reklama

Z kolei reprezentujący Superligę Miguel Odriozola wskazywał na konflikt interesów w UEFA, która łączy funkcję organizacyjną i regulacyjną z komercyjną.

Obawa przed utratą zysków sprawia, że nigdy nie zgodzi się na konkurenta - powiedział i dodał, że UEFA przez dziesięciolecia rządziła europejskim futbolem żelazną ręką i odrzucała wszystkie inicjatywy, które mogłyby zagrażać jej monopolowi.

Ostra reakcja na Superligę wynika z faktu, że ośmieliliśmy się skrytykować praktyki i sposób działania UEFA - zaznaczył.

Kibice i politycy oprotestowali Superligę

W kwietniu ubiegłego roku 12 klubów ogłosiło powstanie Superligi, nowych rozgrywek piłkarskich w Europie, które miały stanowić konkurencję dla prowadzonej przez UEFA Ligi Mistrzów i zrzeszać najsilniejsze zespoły Starego Kontynentu. Na starcie organizacja mogła liczyć na wsparcie banku JP Morgan w wysokości czterech miliardów euro, które miały zostać podzielone pomiędzy 20 uczestników. Pula nagród w Champions League jest dwa razy mniejsza i dzielona jest na 32 drużyny.

Spotkało się to z ostrymi protestami kibiców i polityków, a także twardym stanowiskiem UEFA i FIFA, które groziły rebeliantom surowymi karami. Piłkarskie centrale zyskały też poparcie Komisji Europejskiej i wszystkich 27 krajów Unii Europejskiej oraz Islandii i Norwegii.

To wszystko sprawiło, że w ciągu 48 godzin dziewięć klubów wycofało się z projektu, ale organizacja, do której należą wciąż Juventus Turyn, Barcelona i Real Madryt, pozostała i zamierza walczyć o swoje prawa. Najpierw pozwała piłkarskie centrale do sądu w stolicy Hiszpanii, ale ten orzekł, że władny rozpatrzenia sprawy jest TSUE.

Najważniejszy proces w świecie sportu od lat

W procesie sądowym Superliga zamierza dowieść, że UEFA i FIFA stosując praktyki monopolistyczne utrzymują dominującą pozycję na rynku organizacji klubowych rozgrywek w Europie. Poza tym, blokują klubom możliwość występowania w konkurencyjnych rozgrywkach, co ma być niezgodne z przepisami Unii Europejskiej dot. konkurencji między spółkami.

Z kolei UEFA i FIFA liczą, że TSUE poprze ich stanowisko, że mogą zgodnie z prawem blokować przystąpienie klubów do rozgrywek pod innymi auspicjami i karać nie tylko organizację, ale i pojedynczych zawodników za udział w takiej rywalizacji. Ich argumentacja odnosi się do ochrony wyjątkowego miejsca sportu w europejskim społeczeństwie, umożliwienia uczestniczenia w zmaganiach wszystkim krajom lub klubom, a nie tylko wybranym i zaproszonym oraz finansowania futbolu dzieci i młodzieży, ze szczególnym uwzględnieniem państw najmniej zamożnych.

Wyrok spodziewany jest za kilka miesięcy, zapewne już w 2023 roku. Ma to być najważniejsze orzeczenie dot. sportu od czasu słynnego prawa Bosmana, które w 1995 roku zrewolucjonizowało transferowy rynek na świecie. Decyzja niekorzystna dla UEFA i FIFA mogłaby stanowić cios także dla Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl), który do tej pory skutecznie broni się przed pomysłami organizacji "prywatnych" igrzysk.