Od początku spotkania Lech próbował dyktować warunki, ale wrocławianie spokojnie przeczekali napór gospodarzy. Już po niespełna kwadransie piłkarze Śląska odważniej przemieszczali się pod bramkę Krzysztofa Kotorowskiego, który w tym sezonie po raz pierwszy pojawił w poznańskim zespole, golkiper nr 1 Kolejorza Jasmin Buric z powodu urazu łokcia oglądał swoich kolegów z trybun.

Reklama

W 13. min. Waldemar Sobota wymanewrował defensywę gospodarzy, ale posłał piłkę tuż obok słupka. To był sygnał ostrzegawczy dla ekipy wicelidera, ale najwyraźniej został on zlekceważony. W kolejnej akcji Cristian Omar Diaz najwyżej wyskoczył do dośrodkowania Soboty, z interwencją spóźnił się Kotorowski, który po chwili musiał wyjmować piłkę z siatki.

Lech nie po raz pierwszy pokazał, że nie do końca wie co robić po stracie bramki. Bramkarz gości Marian Kelemen wręcz wynudził się w pierwszej połowie, bowiem jego partnerzy z defensywy z łatwością rozbijali chaotyczne ataki lechitów daleko przed polem karnym.

Trener poznaniaków Mariusz Rumak już w przerwie dokonał dwóch zmian, odsyłając na ławkę niewidocznego Aleksandara Tonewa i mało produktywnego Szymona Drewniaka. Nim nowi zawodnicy gospodarzy "weszli" w mecz, Kolejorz przegrywał już 0:3. Najpierw jeden z najlepszych piłkarzy na boisku Sobota popisał się technicznym i niezwykle precyzyjnym uderzeniem, a po chwili w samo okienko przymierzył Piotr Ćwielong.

Nietypowa zmiana nastąpiła natomiast na ławce Śląska. Gorzej poczuł się trener Stanislav Levy, któremu została udzielona pomoc lekarska, a zespołem kierował asystent Czecha Paweł Barylski. Pod koniec meczu Levy pojawił się już w boksie swojej drużyny.

Dwóch goli dla wrocławian nie widziała spora grupa najzagorzalszych fanów Kolejarza, którzy w tym czasie przykryli się pod ogromną flagą "sektorówką" i odpalili race. Gęsty dym spowił murawę mocno ograniczając widoczność.

Szybko strzelone przez wrocławian bramki sprawiły, że emocje praktycznie się skończyły. Wprawdzie w ostatnim meczu z Jagiellonią Śląsk w niespełna dziesięć minut roztrwonił trzybramkową przewagę, ale widać, że mistrzowie Polski uczą się na własnych błędach. Niewiele brakowało, by spotkanie skończyło się prawdziwą klęską gospodarzy, lecz Przemysław Kaźmierczak trafił w słupek.

Reklama

W końcówce spotkania nie popisali się kibice gospodarzy, którzy ponownie odpalili race. Arbiter musiał dwukrotnie na kilkadziesiąt sekund przerywać pojedynek i z pewnością bez kar dla poznańskiego klubu się nie obędzie.

Lech Poznań - Śląsk Wrocław 0:3 (0:1)

Bramki: 0:1 Cristian Omar Diaz (21-głową), 0:2 Waldemar Sobota (55), 0:3 Piotr Ćwielong (57).

Żółta kartka - Lech Poznań: Ivan Djurdjevic, Mateusz Możdżeń. Śląsk Wrocław: Piotr Ćwielong, Sebastian Mila.

Sędzia: Paweł Gil (Lublin). Widzów 18 794.

Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Kebba Ceesay, Hubert Wołąkiewicz (75. Ivan Djurdjevic), Marcin Kamiński, Luis Henriquez - Gergo Lovrencsics, Rafał Murawski, Szymon Drewniak (46. Bartosz Bereszyński), Łukasz Trałka, Aleksander Tonew (46. Mateusz Możdżeń) - Bartosz Ślusarski.

Śląsk Wrocław: Marian Kelemen - Tadeusz Socha, Marcin Kowalczyk, Tomasz Jodłowiec, Mariusz Pawelec - Waldemar Sobota, Przemysław Kaźmierczak, Sebastian Mila, Rok Elsner, Piotr Ćwielong (84. Paweł Garyga) - Cristian Omar Diaz