W pierwszych minutach meczu obie drużyny prezentowały się nieźle, choć więcej szans stwarzała Korona. W 7. i 11. minucie gospodarze zmarnowali idealne wręcz okazje na szybkie objęcie prowadzenia. Najpierw po podaniu Vladislavsa Gabovsa Nabil Aankour skierował piłkę w poprzeczkę, później Łukasz Sierpina zaprzepaścił dobre podanie Bartłomieja Pawłowskiego w pole karne. Ten brak skuteczności "żółto-czerwonych" zemścił się na nich już w 14. minucie, kiedy Śląsk po strzale Tomasza Hołoty objął prowadzenie. Strzelec pierwszej bramki uderzył z dystansu, potem piłka odbiła się jeszcze od murawy myląc bramkarza Korony.

Reklama

Od tego momentu przez dłuższy czas mecz nie mógł się podobać. Oba zespoły prowadziły szarpaną chaotyczną grę, bez pomysłu na przeprowadzenie skutecznych akcji. Widowisko poprawiło się w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. Najpierw przycisnął Śląsk, później Korona, w której z dobrej strony zaprezentował się Senegalczyk Elhadji Pepe Diaw. Starania obu zespołów tuż przed przerwą nie wpłynęły jednak na wynik. Piłkarze Śląska zeszli do szatni z jednobramkową zaliczką.

W drugiej połowie, na stadionie przy Ściegiennego zaczęło się ciekawie robić pod koniec pierwszego kwadransa spotkania. Najpierw po niezwykle precyzyjnym rzucie wolnym wykonanym przez Thomasa Hateleya i główce jednego z wrocławian, gospodarzy uratowała tylko przytomna interwencja Dariusza Treli, który przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Ta sztuka nie udała mu się jednak dwie minuty później, kiedy po rzucie rożnym refleksem popisał się Gruzin Lasza Dwali, który strzałem z pierwszej piłki podwyższył wynik spotkania na 0:2.

Strata drugiej bramki podcięła skrzydła gospodarzom, w których grę na kilkanaście minut wkradł się chaos. Przebudzili się dopiero w 73. minucie – najpierw ładną, choć nieskuteczną przewrotką w polu karnym Śląska popisał się Diaw, a kilkadziesiąt sekund później bramkę kontaktową zdobył najlepszy strzelec w drużynie Marcina BroszaAiram Cabrera.

Reklama

Po tej bramce kielczanie uwierzyli, że mogą zmienić jeszcze końcowy wynik i coraz częściej wybierali się z piłką pod bramkę rywala. W 75. minucie sędzia nie dopatrzył się ręki jednego z wrocławian w polu karnym przyjezdnych, co spowodowało ogromne kontrowersje wśród zawodników Korony i kibiców. W podobnej sytuacji dziesięć minut później arbiter nie miał żadnych wątpliwości i podyktował rzut karny, który pewnym strzałem wykonał Cabrera, wyrównując wynik spotkania.

Ostatnie minuty meczu to szalona końcówka w wykonaniu obu zespołów. Robiły wrażenie kontry przyjezdnych, jednak nie zakończyły się sukcesem. Swoich szans na przeważenie szali zwycięstwa na swoją korzyść nie wykorzystali też zawodnicy z Kielc, którzy często wybierali się pod bramkę wojskowych. W obu przypadkach zabrakło precyzji i pomysłu na skuteczne zakończenie akcji.

Korona Kielce – Śląsk Wrocław 2:2 (0:1).
Bramki: 0:1 Tomasz Hołota (14), 0:2 Lasza Dwali (59), 1:2 Airam Cabrera (73), 2:2 Airam Cabrera (86-karny).
Żółta kartka - Korona Kielce: Nabil Aankour, Kamil Sylwestrzak. Śląsk Wrocław: Kamil Biliński, Mariusz Pawelec, Robert Pich, Marcel Gecov.
Sędzia: Paweł Gil (Lublin).
Widzów: 5 459.
Korona Kielce: Dariusz Trela - Vladislavs Gabovs, Elhadji Pape Diaw, Radek Dejmek, Kamil Sylwestrzak - Bartłomiej Pawłowski, Vlastimir Jovanovic, Rafał Grzelak (66. Marcin Cebula), Nabil Aankour (83. Serhij Pyłypczuk), Łukasz Sierpina (66. Łukasz Sekulski) - Airam Cabrera.
Śląsk Wrocław: Mateusz Abramowicz - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Lasza Dwali, Mariusz Pawelec (84. Krzysztof Ostrowski) - Robert Pich, Tom Hateley, Marcel Gecov, Tomasz Hołota, Kamil Dankowski (87. Peter Grajciar) - Kamil Biliński (74. Ryota Morioka).