O pierwszych 23 minutach meczu Śląska z Termalicą można było powiedzieć tylko tyle, że się odbyły. Lepsze wrażenie sprawiali goście, którzy bardzo dobrze zagęszczali środek pola i zmuszali gospodarzy do grania długimi podaniami, a sami próbowali kombinacyjnymi akcjami przedostać się pod pole karne rywali. Bramkowych sytuacji jednak nie było ani z jednej, ani z drugiej strony i bramkarze pozostawali bezrobotni.
Ciekawie zaczęło się robić dopiero od 23 minuty. Wcześniej Kamil Biliński wbiegł z prawej strony w pole karne, mocno wstrzelił piłkę w środek, a Patryk Fryc tak interweniował, że wpadł z piłką do bramki. Od tego momentu Bruk-Bet zaatakował odważniej i zepchnął wrocławian do głębokiej obrony.
Kolejnego gola mógł, a nawet powinien zdobyć Śląsk. Po kontrataku Ryota Morioka znalazł się w idealnej sytuacji, ale strzelił lekko i Krzysztof Pilarz nie miał problemu ze złapaniem piłki.
Goście przeważali, a Śląsk wykopywał piłkę spod własnego pola karnego. W 39. minucie po dośrodkowaniu o piłkę walczyli Wojciech Kędziora i Mariusz Pawelec. Sędzia uznał, że obrońca gospodarzy przytrzymywał rywala i podyktował rzut karny. Do piłki podszedł sam poszkodowany i nie dał szans Pawełkowi. Na tym emocje w pierwszej połowie się skończyły.
Na obraz drugiej części meczu istotny wpływ miała sytuacja z trzeciej minuty po przerwie. W środku pola Goncalves ostro zaatakował jednego z rywali i został ukarany żółtą kartką, a ponieważ było to jego drugie upomnienie w tym spotkaniu, musiał opuścić boisko. Od tego momentu inicjatywa już zdecydowanie należała do gości, a Śląsk szukał szans na drugiego gola w kontratakach.
Paradoksalnie wrocławianie grając w dziesiątkę spisywali się lepiej. Dobrze zagęszczali środek boiska i nie pozwalali rywalom przedostać się pod własne pole karne. Termalica posiadała piłkę, ale długo nic z tego nie wynikało. Aż do 63. minuty. Wówczas po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Pawełek, nieatakowany przez nikogo, wypuścił piłkę z rąk, do której dopadł Kornel Osyra i z kilku metrów trafił do pustej bramki.
Do końca spotkania optyczną przewagę miał grający w przewadze jednego zawodnika Bruk-Bet, ale Śląsk też szukał swoich szans. Groźnie strzelał dwa razy Morioka, lecz minimalnie niecelnie. W ostatnich minutach trener Czesław Michniewicz nerwowo spacerował przy bocznej linii i co chwilę spoglądał na zegarek, bo Śląsk kopał piłkę w kierunku bramki Pilarza. Nic jednak z tego nie wyniknęło i goście wywieźli z Wrocławia trzy punkty.
Śląsk Wrocław – Bruk-Bet Termalica Nieciecza 1:2 (1:1)
Bramki: 1:0 Patryk Fryc (23-samobójcza), 1:1 Wojciech Kędziora (40-karny), 1:2 Kornel Osyra (63)
Żółta kartka – Śląsk Wrocław: Filipe Goncalves, Mariusz Pawelec; Bruk-Bet Termalica Nieciecza: Sitya Guilherme, Dalibor Pleva. Czerwona kartka za drugą żółtą – Śląsk Wrocław: Filipe Goncalves (48)
Sędzia: Mariusz Złotek (Stalowa Wola)
Widzów: 7907
Śląsk Wrocław: Mariusz Pawełek - Mariusz Pawelec, Piotr Celeban, Lasza Dwali, Augusto - Kamil Dankowski, Filipe Goncalves, Ostoja Stjepanovic (52. Mariusz Idzik), Ryota Morioka, Alvarinho (79. Łukasz Madej) - Kamil Biliński
Bruk-Bet Termalica Nieciecza: Krzysztof Pilarz - Patryk Fryc, Kornel Osyra, Artem Putiwcew, Sitya Guilherme - Roman Gergel, Bartłomiej Babiarz (59. Vladislavs Gutkovskis), Mateusz Kupczak, Dalibor Pleva, Samuel Stefanik (79. Patrik Misak) - Wojciech Kędziora (73. Dawid Nowak).