Konflikt na szczytach Legii trwa już jakiś czas. Mioduski - 60-procentowy udziałowiec - nie zgadza się z działaniami dwóch pozostałych współwłaścicieli - Bogusława Leśnodorskiego, który pełni funkcję prezesa, oraz Macieja Wandzela. Spór przybrał na sile po pierwszym meczu Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund (0:6) na Łazienkowskiej, w którym doszło do kilku incydentów z udziałem kibiców warszawskiego klubu.

Reklama

UEFA ukarała mistrza Polski m.in. zamknięciem stadionu na kolejne spotkanie - z Realem Madryt (Legia złożyła odwołanie, które zostanie rozpatrzone w środę). To wydarzenie doprowadziło także do rozłamu w Legii. Doszedł też sportowy kryzys piłkarzy, którzy wyraźnie nie byli w formie, a zatrudnienie albańskiego trenera Besnika Hasiego okazało się niewypałem.

Dochodziło do sytuacji, że właściciele klubu na łamach prasy zaczęli wypowiadać się w innym tonie. Wyraźnie było widać, że ich wizje rozwoju Legii, a przede wszystkim sposobu walki z pseudokibicami, wyraźnie się różnią. Mioduski stał po jednej stronie barykady, po drugiej byli Leśnodorski i Wandzel.

Mioduski podzielił swoje pismo na 11 punktów. Przedstawił swój punkt widzenia w kwestiach, które w ostatnich dniach były najczęściej przedstawiane w mediach.

Potwierdził, że 29 września przygotował oficjalny wniosek o odwołanie zarządu Legii. Chciał wręczyć go Wandzlowi, ale ten go nie przyjął, dlatego został wysłany pocztą. Większościowy udziałowiec mistrza Polski ten ruch tłumaczył brakiem jego zgody na obecny sposób zarządzania klubem oraz jego budżetem.

Jak podkreślił nie ma już zaufania do zarządu, dlatego też w pełni odsuwa się od bieżącej działalności i rezygnuje z prowadzenia nadzorowanych przez siebie projektów, m.in. klubowej akademii szkolącej młodzież.

"W toczącym się sporze, dalsze rozmowy pomiędzy wspólnikami powinny odbywać się w gabinetach. Mam jednak świadomość, że wykorzystywane są wszelkie dostępne możliwości sprawiające, że dochodzenie moich praw będzie procesem długotrwałym. W związku ze skomplikowaną sytuacją prawną, moja kontrola nad bieżącą działalnością klubu w tym okresie będzie w praktyce niemożliwa. Dlatego, nie mając zaufania do zarządu, w pełni odsuwam się od bieżącej działalności klubu i rezygnuję z prowadzenia nadzorowanych przez mnie projektów. Będę jedynie wykonywał te czynności, które są wymagane ode mnie prawnie lub umownie" - napisał.

Reklama

W oświadczeniu poskarżył się, że jego plan strategii rozwoju i funkcjonowania sportowego Legii nigdy nie został przez zarząd przyjęty lub wdrożony. Zaprzeczył także wszelkim doniesieniom prasowym, że nie chciał dokapitalizować spółki - miał wielokrotnie to proponować, ale na taki ruch - jak twierdzi - nie było chęci ze strony jego wspólników.

Mioduski zaznaczył, że nigdy nie inicjował zmian trenerów w klubie, a jedynie akceptował wszelkie rekomendacje. Podkreślił, że nie jest też prawdą, by był przeciwnikiem kibiców i dialogu z nimi. Tym bardziej, że uważa ich za kluczową wartość klubu.

"Mój zdecydowany sprzeciw wywołuje za to tolerowanie, a nawet wspieranie osób, które w sposób świadomy działają na szkodę tego klubu i pod sztandarem Legii postępują niegodnie, wbrew wartościom klubu o 100-letniej tradycji. Dla takich osób nie powinno być miejsca nie tylko na stadionie, ale także w całej legijnej społeczności" - oświadczył.

Zaprzeczył, iż to on inspirował medialne działania, przedstawiające konflikt właścicieli.

"Nie mam wątpliwości, że działania te i ich skutki zostały starannie zaplanowane i zrealizowane, ale nie ja byłem ich inicjatorem. To oświadczenie jest pierwszym stanowiskiem upublicznionym z mojej inicjatywy, do którego wystosowania poczułem się zmuszony nieprawdziwymi wypowiedziami moich wspólników" - zaznaczył.

Na koniec swojego oświadczenia zapowiedział, że w przyszłości nie będzie więcej komentować pojawiających się informacji.

"Mam obawy, że mogłoby to oznaczać zagrożenie dla bezpieczeństwa mojego oraz mojej rodziny" - nadmienił.

Do pisma Mioduskiego odnieśli się dwaj pozostali udziałowcy.

"Mając na uwadze wyłącznie dobro Legii Warszawa, zgodnie oświadczamy, że jesteśmy otwarci na szczerą i konstruktywną rozmowę o przyszłości właścicielskiej naszego klubu. Uważamy jednak, że rozmowa ta nie może być prowadzona dłużej za pośrednictwem mediów w sposób, który działa na szkodę klubu" - napisali w krótkim oświadczeniu Wandzel i Leśnodorski.