Przed meczem w Gdańsku Śląsk był jedynym zespołem w ekstraklasie, który nie odniósł zwycięstwa na wyjeździe. I w konfrontacji z Lechią wrocławianom nie udało się przełamać tej fatalnej passy.
„Nie ulega dla mnie wątpliwości, byliśmy lepszą drużyną od Śląska. Już do przerwy mogliśmy prowadzić wyżej niż 1:0. Dogodnej sytuacji nie wykorzystał mój brat Flavio, a ja do tej pory nie wiem, jakim cudem Słowik obronił mój strzał” – stwierdził.
33-letni napastnik zdobył w tym meczu dwie bramki i w sumie w tym sezonie ma już na koncie 13 trafień. Portugalczyk mógł strzelić także trzeciego gola, ale zrezygnował, na rzecz bliźniaka, z wykonywania rzutu karnego.
„Kiedy egzekwowałem ostatnią +11+ powiedziałem Flavio, że dam mu wykonać kolejną. I słowa dotrzymałem. A w futbolu jest jak w życiu – jeśli sam coś dojesz, to również coś dostajesz. I tak było w meczu ze Śląskiem, bo po zagraniu brata zdobyłem trzecią bramkę” – przyznał.
Marco Paixao nie ukrywa, że spotkanie z wrocławskim zespołem było dla niego ważnym wydarzeniem.
„W tym klubie spędziłem dwa sezony i to były dobre lata. Cieszę się, że miałem okazję zobaczyć starych kolegów, a także kilku młodych zawodników. Kiedy ja grałem w Śląsku, oni byli niemalże dziećmi, ale widziałem, że są sporymi talentami i dlatego na każdym kroku starałem się ich motywować, zarażać entuzjazmem oraz pozytywnym myśleniem” – podkreślił.
W tym spotkaniu arbiter podyktował dwa rzuty karne. W 19. minucie strzał napastnika Śląska Marcina Robaka obronił Dusan Kuciak, ale w 55. minucie „11” wykorzystał Flavio Paixao. Tę drugą decyzję Szymon Marciniak potwierdził po analizie systemu VAR. Pomimo korzystanego rozstrzygnięcia, Portugalczyk nie zmienił swojej krytycznej opinii o wideoweryfikacji.
„VAR to najgorsza rzecz jaka kiedykolwiek pojawiła się w piłce nożnej” – podsumował czołowy snajper ekstraklasy.