Śląsk Wrocław - Górnik Zabrze 2:1 (2:0).
Bramki: 1:0 Dino Stiglec (3), 2:0 Filip Raicevic (7), 2:1 Israel Puerto (85-samobójcza).
Sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów 8 196.Śląsk Wrocław: Matus Putnocky - Lubambo Musonda, Diego Zivulic, Israel Puerto, Dino Stiglec - Robert Pich (80. Damian Gąska), Jakub Łabojko, Krzysztof Mączyński, Michał Chrapek, Przemysław Płacheta (90+2. Piotr Samiec-Talar) - Filip Raicevic (69. Erik Exposito).
Górnik Zabrze: Martin Chudy - Mateusz Matras, Przemysław Wiśniewski, Paweł Bochniewicz, Erik Janza - Erik Jirka (74. David Kopacz), Roman Prochazka, Szymon Matuszek (46. Alasana Manneh), Piotr Krawczyk (46. Łukasz Wolsztyński), Jesus Jimenez - Igor Angulo.
Minęło zaledwie kilkanaście sekund, a Górnik powinien prowadzić 1:0. Po błędzie Israela Puerto, który zagrał wprost pod nogi rywala, goście wyprowadzili szybki atak i Igor Angulo znalazł się sam na sam z Matusem Putnokckim. Hiszpan uderzył jednak fatalnie i piłka zamiast w siatce, wylądowała na trybunach.
Około 100 sekund później pierwszy atak przeprowadził Śląsk. Michał Chrapek zagrał do Chorwata Dino Stigleca, ten przełożył piłkę na słabszą prawą nogę i idealnie przymierzył. Martin Chudy był bez szans.
Wrocławianie poszli za ciosem i cztery minuty później prowadzili już 2:0. Przemysław Płacheta z lewej strony zagrał w pole karne, gdzie pozyskany zimą i w piątek debiutujący w podstawowym składzie Czarnogórzec Filip Raicevic ubiegł rywali i bramkarz gości ponownie był bez szans.
Na tym emocje w pierwszej połowie właściwie się skończyły. Śląsk cofnął się na własną połowę i ograniczał się do obrony oraz sporadycznych wypadów. To Górnik miał inicjatywę, częściej gościł pod bramką gospodarzy, ale niewiele z tego wynikało. Raz Szymon Matuszek minimalnie przestrzelił głową, a Paweł Bochniewicz trafił wprost w bramkarza Śląska i to wszystko.
Druga połowa zaczęła się od okazji dla Śląska. W zamieszaniu w polu karnym najpierw strzelał Raicevic, a później Płacheta i za każdym razem piłkarze Górnika wybijali piłkę.
Później sytuacja wróciła do tego, co działo się przez pierwsze 45 minut - Górnik był przy piłce, miał optyczną przewagę, a Śląsk cofnięty na własną połowę szukał szans na kolejne gole w kontratakach. I tak jak przed przerwą, brakowało sytuacji bramkowych.
Ciekawie zrobiło się dopiero w ostatnich pięciu minutach. Najpierw po rzucie wolnym w zamieszaniu w polu karnym piłka trafiła w Puerto, a następnie do siatki. Stało się to w momencie, kiedy wydawało się, że Śląsk kontroluje wydarzenia na boisku.
Po kontaktowym golu przyjezdni jakby odżyli i ruszyli do zdecydowanego ataku. Kilkadziesiąt sekund po pierwszej bramce mieli szansę doprowadzić do remisu, ale Putnocky był na posterunku.