Lech Poznań - Śląsk Wrocław 0:1 (0:1).

Bramki: 0:1 Petr Schwarz (26).

Żółta kartka - Śląsk Wrocław: John Yeboah, Victor Garcia, Caye Quintana, Patrick Olsen.

Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom). Widzów: 11 627.

Reklama

Lech Poznań: Filip Bednarek - Joel Pereira, Nika Kwekweskiri, Maksymilian Pingot, Barry Douglas - Heorhij Citaiszwili (63. Kristoffer Velde), Radosław Murawski, Afonso Sousa (56. Joao Amaral), Jesper Karlstroem (56. Michał Skóraś), Filip Marchwiński - Mikael Ishak (63. Filip Szymczak).

Reklama

Śląsk Wrocław: Michał Szromnik - Patryk Janasik, Konrad Poprawa, Daniel Leo Gretarsson, Victor Garcia - John Yeboah (72. Javier Hyjek), Patrick Olsen, Caye Quintana (46. Matias Nahuel Leiva), Petr Schwarz, Piotr Samiec-Talar (60. Martin Konczkowski) - Erik Exposito (80. Sebastian Bergier).

Trener Lecha znów zaskoczył składem

Trener gospodarzy John van den Brom znów zaskoczył składem, dając odpocząć kilku zawodnikom, którzy spędzili 120 minut na boisku w czwartkowym meczu z Vikingurem Reykjavik. Tym razem na środku obrony pojawili się Nika Kwekweskiri z Maksymilianem Pingotem, a na ławce usiedli m.in. Michał Skóraś, Joao Amaral i Kristoffer Velde. Opiekun wrocławskiego zespołu Ivan Djurdjevic zagrał sprawdzonym składem, w porównaniu do ostatniego spotkania z Widzewem Łódź (0:0) dokonał tylko jednej zmiany - Dennisa Jastrzembskiego zastąpił John Yeboah.

Pierwszy kwadrans spotkania przypominał trochę piłkarskie szachy. Obie drużyny sprawdzały, na co mogą sobie pozwolić, choć aktywniejszy był Lech. Wrocławianie też kilka razy zagościli pod bramką Filipa Bednarka, ale nie stworzyli większego zagrożenia. W 18. Citaiszwili z boku pola karnego mocno uderzył, ale Michał Szromnink musiał to obronić. Gruzin był jednym z najjaśniejszych punktów ofensywy "Kolejorza". Kilka minut później popisał się mocnym, lecz nieznacznie niecelnym strzałem.

Reklama

Lech sprawiał wrażenie, że powoli się rozkręca, lecz gola zdobyli goście. Petr Schwarz dość swobodnie holował piłkę przez kilkanaście metrów i przy biernej postawie rywali uderzył sprzed linii pola karnego przy samym słupku.

A potem znów Citaiszwili na zmianę z Afonso Sousą nękali Szromnika, który miał sporo pracy, ale i szczęścia. Z niemałym trudem obronił strzał z rzutu wolnego Niki Kwekweskiriego, a po strzale głową Filipa Marchwińskiego pomógł mu słupek. Gospodarze momentami mieli przygniatającą przewagę, ale brakowało dokładnego ostatniego podania, a czasami skuteczności.

Lech cisnął, ale bez rezultatu

Drugie 45 minut toczyło się niemal wyłącznie na połowie gości. Wrocławianie jednak dobrze czuli się w niskiej obronie i pozwalali lechitom na wymienianie dziesiątek podań i rozgrywanie ataku pozycyjnego. Gospodarze jednak tylko poprawiali procenty posiadania piłki, bowiem za wolno i zbyt czytelnie rozgrywali akcje.

W 66. minucie poznaniacy przez ponad minutę wymieniali się podaniami przenosząc ciężar gry z jednej strony boiska na drugą, aż w końcu zameldowali się w polu karny gości. Michał Skóraś tę koronkową akcje zakończył strzałem tuż obok słupka.

Goście długo nie kwapili się do działań ofensywnych. Gdy już jednak zaatakowali, pod bramką Filipa Bednarka było bardzo gorąco. Po błyskawicznie wyprowadzonym kontrataku Yeboah zagrał do Erika Exposito, a hiszpański napastnik mając przed sobą tylko bramkarza gospodarzy, minimalnie przestrzelił. Kilka minut później znów po dośrodkowaniu Yeboaha, Martin Konczkowski był bliski głową pokonania Bednarka, ale zabrakło mu precyzji.

Im bliżej było końca meczu, tym Lech grał bardziej nerwowo i mniej dokładnie. A straty piłki w środku boiska dawały wrocławianom okazje do podwyższenia wyniku.

W doliczonym czasie gry "Kolejorz" rzucił wszystko na jedną szalę, bliski wyrównania był Kwekweskiri, ale jego strzał w "okienko" kapitalnie wybronił Szromnik.

autor: Marcin Pawlicki