Lech znał wyniki najgroźniejszych rywali
Lech w niedzielny wieczór był w komfortowej sytuacji. Znał już wyniki goniącej go Jagiellonii Białystok i wyprzedzającego go Rakowa. Obie drużyny w tej serii gier doznały porażek. Podopiecznym Nielsa Frederiksena nie pozostawało nic innego jak tylko wykorzystać potknięcia rywali.
Pierwsza połowa pod dyktando Lecha
Piłkarze z Poznania od pierwszego gwizdka sędziego Szymona Marciniaka ruszyli do ataku. Przed przerwą ich przewaga nie podlegała dyskusji. Gospodarze byli zdecydowanie lepsi i wykreowali sobie kilka okazji do strzelenia gola, ale tylko jedną z nich potrafili zamienić na bramkę.
W 39. minucie do siatki gości trafił Mikael Ishak. Napastnik Lecha znalazł się na czystej pozycji i precyzyjnym uderzeniem tuż przy słupku umieścił piłkę w siatce "Pasów". Dla Szweda to 18. gol w tym sezonie.
Lech przespał 30 minut po przeriwe
Po zmianie stron obraz gry uległ zmianie. "Kolejorz" do przerwy wyglądał jak TGV, a w drugiej połowie jak stary skład TLK. Piłkarze Cracovii przejęli inicjatywę i konsekwentnie dążyli do wyrównania. Cel udało im się osiągnąć w 70. minucie. Gola na 1:1 strzelił Otar Kakabadze.
Cudowny gol Sousy
Stracona bramka obudziła gospodarzy z letargu. Lech szybko odzyskał prowadzenie. W 76. minucie cudownym uderzeniem z dystansu popisał się Afonso Sousa. Piłka po strzale Portugalczyka wpadła w samo "okienko" bramki gości.
Do ostatniego gwizdka sędziego obie drużyny dążyły do strzelenia kolejnych goli. Cracovia za wszelką cenę próbowała zdobyć w Poznaniu choćby jeden punkt. Natomiast Lech chciał trzecim trafieniem przypieczętować swoje zwycięstwo. Ostatecznie mimo kilku okazji z obu stron więcej bramek przy Bułgarskiej już nie oglądaliśmy.