W czwartek kibice Legii pokazali się z najgorszej strony przy okazji meczu Ligi Konferencji z Aston Villą. Przybysze z Warszawy bili się z angielską policją na ulicach Birmingham.

Reklama

Efekt zamieszek to około 40 zatrzymanych osób, czterech rannych policjantów i zdemolowane okolice stadionu Villa Park.

Zmniejszona pula biletów pretekstem do zadymy

Czy można to czymś usprawiedliwić? O dziwo tak, a przynajmniej próbują to robić władze Legii. Według prezesa i właściciela klubu z Łazienkowskiej Dariusza Mioduskiego i jego współpracowników, Anglicy są sami sobie winni, bo zamiast dać kibicom Legii 2100 biletów (regulamin UEFA mówi, że kibicom drużyny gości należy się 5 procent pojemności stadionu), przyznali im tylko 890 wejściówek.

Reklama

To właśnie - jak twierdzi Legia - decyzja o zmniejszeniu puli kart wstępu była bezpośrednim zapalnikiem i przyczyną późniejszych zajść.

Czyli jak zwykle kibice są niewinni, bo zostali skrzywdzeni i niesprawiedliwie potraktowani. Jednak czy to daje im prawo do awanturowania się z policją i niszczenia wszystkiego wokół?

Odpowiedz jest oczywista. Swoje niezadowolenie można wyrażać, ale w sposób zgodny z prawem. Nikt z nas nie demoluje sklepu tylko dlatego, że dostał dwa bochenki chleba zamiast oczekiwanych pięciu. Jeśli sklep złamał prawo lub umowę, którą wcześniej zawarł, to swoich praw możemy dochodzić w przy pomocy organizacji i instytucji do tego powołanych lub w sądzie, a nie zrzucając towar z półek albo niszcząc witryny.

Reklama

Kibic nie wie, co to honor i zasady

Kibice jak zawsze będą twierdzić, że oni mają "swój świat", "swoje zasady" i "swój kodeks", których reszta społeczeństwa nie rozumie. Widocznie oni jeszcze nie zrozumieli, że wszystkich ludzi obowiązuje to samo prawo, niezależnie czy jest się kibicem, czy nie.

Zresztą mówienie o zasadach i honorze w przypadku kibiców Legii (nie tylko ich) to żart, bo czy można traktować poważnie kogoś, kto śpiewa "Sen o Warszawie" Niemena, stawia znicze na grobach Powstańców Warszawskich, a jednocześnie przed meczem lub po jego zakończeniu oddaje mocz na ulice niby ukochanej stolicy, bo nie chce mu się szukać toi toia lub szkoda mu drobnych na publiczną toaletę? Czy można traktować poważnie kogoś, kto tatuuje sobie znak Polski Walczącej i robi oprawy na trybunach z symboliką patriotyczną, a jednocześnie wyzywa i atakuje innego Polaka tylko dlatego, że urodził się w innym mieście i kibicuje innej drużynie?

Dlatego każdy, kto próbuje wybielać kibiców/chuliganów, robi krzywdę prawdziwym fanom piłki nożnej, którzy przychodzą na stadion, by oglądać ulubioną dyscyplinę sportu i w kulturalny sposób dopingować swoją ukochaną drużynę.