Brzydki mecz, nieciekawy, Juventus grający jakby wbrew własnej naturze - takie są pierwsze komentarze. Towarzyszy im jednak ogromna radość i satysfakcja, ponieważ turyński klub awansuje do półfinałów Ligi Mistrzów po dwunastoletniej przerwie.
Od razu też nasuwa się pytanie: co teraz, gdy przyjdzie mu zmierzyć się z takimi pancernikami, jak Bayern, Barcelona i Real Madryt? Dominuje przekonanie, że szanse „Starej Damy” nie są wielkie, ale nie brak głosów, że „Królewscy”, grający w kratkę, czyli nierówno, mogą być do pokonania. Na pewno jednak musi to być inny Juventus, nie ten, który widzieliśmy w Monte Carlo.
Słyszy się jednak opinię, że za nietypową grą, wyzbyciem się niemal woli walki i przesadną ostrożnością nie krył się jakiś nagły zwrot, nie była to chwila słabości, lecz świadome zachowanie w sytuacji, gdy ważyły się losy całego sezonu. W półfinale zobaczymy zupełnie inną drużynę, rozluźnioną i uskrzydloną, bo należącą do czterech najlepszych w Europie.