Po grudniowym losowaniu wydawało się, że Juventus czeka „mission impossible”. Klubowi wicemistrzowie Europy, szamoczący się w połowie tabeli włoskiej ekstraklasy, trafiali na monachijskiego pancernika, wyprzedzającego ich o lata świetlne.
Po dwóch miesiącach Juventus jest na pierwszym miejscu Serie A, a od 850 minut jego bramka pozostaje niezdobyta. Bayern zaś, po zapowiedzi odejścia Guardioli, nie jest tym samym Bayernem. Jedynym groźnym zawodnikiem, twierdzi włoska prasa, pozostaje Robert Lewandowski.
Większymi realistami od komentatorów są piłkarze i trener Juventusu. Bramkarz Gigi Buffon uważa, że dzisiejszy mecz niczym nie będzie się różnić od półfinału i Juve musi stanąć na wysokości zadania. Massimiliano Allegri wiele by dał za to, aby spotkanie w Turynie zakończyło się wynikiem bezbramkowym, w nadziei, że na wyjeździe jego drużynie uda się jeszcze coś ugrać. Obawia się jednak, że w meczu tym padnie wiele bramek. Bayern nadal ma przecież ogromny potencjał ofensywny. Jest też jedynym zagranicznym klubem, który w ostatnich dziesięciu latach, czyli 45 spotkaniach, wygrał w Turynie.
"Stara Dama" musi więc wieczorem zdobyć się na doskonałość i nie wolno jej zniżyć się na milimetr. Jak mówi to obrazowo jeden z obserwatorów: musi uciec z bawarskiego szybkowaru, by nie dać się ugotować.
W drugim wtorkowym meczu tej fazy rozgrywek Arsenal zagra w Londynie z Barceloną. Oba spotkania rozpoczną się o godz. 20.45.
Rewanże zaplanowano na 16 marca.