Napastnik Borussii Dortmund w polskich mediach zarzucił szefom swojego klubu, że nie dotrzymują danego słowa. Polak twierdzi, że władze BVB obiecały mu, że za ostatni rok gry w żółto-czarnych barwach dostanie sporą podwyżkę, ale słowo nie zostało dotrzymane. "Lewy" przypomniał też, że wcześniej prezesi zespołu z Dortmundu zapewniali go, że w letnim okienku transferowym nie będą blokowali jego przejścia do Bayernu Monachium. Jak wiadomo do transferu nie doszło.

Reklama

W świetle słów Lewandowskiego szefowie Borussii wyszli na kłamców i oszustów. Tak wypowiedź polskiego piłkarza odebrały media w Niemczech.

Jaki pracownik może bez konsekwencji oskarżać swoich szefów o kłamstwa i oszustwo? Jaki członek zespołu może publicznie oznajmić, że wolałby grać gdzie indziej? Jaki kibic nie drżałby teraz, gdyby Lewandowski miał wykonywać rzut karny w meczu Bayernem? - napisał w swoim felietonie dziennikarz "Ruhr Nachrichten" Juergen Koers.

Nimiecki dziennikarz domaga się surowej kary dla Polaka. Rekordowa kara finansowa, kaganiec oraz przerwa w grze i treningach. Lewandowski powinien przez cztery tygodnie wraz ze swoimi menedżerami oglądać mecze Borussii z trybun. Wtedy może wrócić i przeprosić. Niemniej jednak Borussia powinna zdecydowanie pokazać, kto tu jest silniejszy - dodał Koers.

W podobnym tonie wypowiadają się inni przedstawiciele niemieckich mediów, którzy mówią, że Lewandowski zachowuje się głupio, a tym niesamowicie zraził do siebie klub i kibiców.

Według niemieckich dziennikarzy możliwe jest, że Lewandowski za to co powiedział w polskich mediach zostanie zawieszony przez władze Borussii. Wtedy jego przejście do Bayernu po zakończeniu sezonu 2013/14 stanęłoby pod wielkim znakiem zapytania.