Najmniej zasmucony tym faktem może być Fabiański, którego trudno winić przy którymkolwiek trafieniu w sobotnim spotkaniu z Crystal Palace. W dodatku reprezentant Polski mógł cieszyć się z kolegami ze... zwycięstwa. "Łabędzie" zdobyły bowiem w tym spotkaniu pięć goli, w tym dwa w doliczonym czasie drugiej połowy.

Reklama

To był najdziwniejszy mecz, w jakim w życiu grałem - skomentował klubowy kolega Fabiańskiego i strzelec jednej z bramek Islandczyk Gylfi Sigurdsson.

Tytoń dopiero pod koniec października zadebiutował w bramce Deportivo La Coruna i od tego czasu w czterech spotkaniach dał sobie strzelić dziewięć goli. Cztery z nich puścił w sobotę w Maladze, gdzie jego zespół przegrał 3:4.

Gol na wagę zwycięstwa gospodarzy padł w drugiej doliczonej minucie drugiej połowy po efektownym uderzeniu z dystansu Javiego Ontiverosa. Tytoń nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję, nie zawinił także przy poprzednich trafieniach, m.in. z rzutu karnego i wolnego.

Większych pretensji do siebie nie może mieć również Skorupski, który nie miał nic do powiedzenia przy żadnej z czterech bramek zdobytych przez AC Milan. Empoli przegrało przed własną publicznością 1:4.

Na domiar złego nad drużynami wymienionych Polaków wisi widmo spadku do niższej dywizji. Zespół Swansea City dopiero w tej kolejce opuścił ostatnie miejsce w tabeli. Ma dziewięć punktów i do bezpiecznej strefy traci dwa. Z kolei Deportivo i Empoli zgromadziły po 10 "oczek" i zajmują w swoich ligach 17. pozycję.

Statystyki polskim bramkarzom nieco poprawił Wojciech Szczęsny, który wyjmował piłkę z siatki "tylko" dwukrotnie w niedzielnym spotkaniu z Pescarą. Podobnie jak Fabiański, cieszył się jednak z kompletu punktów - rzymianie wygrali u siebie 3:2.

Z powodu kontuzji pleców w ten weekend nie wystąpił Artur Boruc. Jego AFC Bournemouth uległo Arsenalowi Londyn 1:3.