Sporting przegrał w czwartek w pierwszym meczu ćwierćfinału LE w Madrycie z tamtejszym Atletico. De Carvalho, który przewodzi klubowi z Lizbony od 2003 roku, ujście złości dał na Facebooku, gdzie skrytykował swoich zawodników. Szczególnie mocno dostało się dwóch zagranicznym graczom - Urugwajczykowi Sebastianowi Coatesowi i Francuzowi Jeremy'emu Mathieu. Wpis ten później usunął, ale sprawa na tym się nie skończyła.

Reklama

W piątek klub zaprzeczył medialnym doniesieniom, że zawodnicy w ramach protestu odmówiła udziału w treningu. Tego samego dnia jednak pojawiło się oświadczenie odnoszące się do słów prezesa Sportingu.

Zawsze walczymy dla naszego klubu, dla naszych kibiców i dla samych siebie. Z tego względu wyrażamy w tej wiadomości nasze niezadowolenie z powodu publicznego komentarza naszego prezesa po meczu, w którym nie osiągnęliśmy takiego wyniku, jaki chcieliśmy. Nie mamy wsparcia od osoby, która powinna być naszym liderem. Niezależnie od sytuacji wszystkie takie sprawy powinny być rozwiązywane wewnątrz grupy - napisano w tekście.

Portugalskie media podały, że oświadczenie tej treści na swoich kontach na portalach społecznościowych zamieściło 19 zawodników z pierwszego zespołu klubu z Lizbony.

W odpowiedzi na to de Carvalho zamieścił na Facebooku kolejny wpis, w którym poinformował o zawieszeniu zawodników. Ta wiadomość również została później usunięta, ale w sieci krążą jej zdjęcia.

Wszyscy piłkarze, którzy napisali tę wiadomość, zostali zawieszeni ze skutkiem natychmiastowym i czeka ich postępowanie dyscyplinarne. Mam dość rozpieszczonych dzieci, które nie reprezentują niczego ani nikogo. Moja cierpliwość wobec tych, którzy uważają, że są ponad klubem i wszelką krytyką, skończyła się - napisał wówczas 46-letni szef klubu.

Sprawą konfliktu żyją portugalskie media - gazety opisują ją na czołowych stronach sobotnich wydań.

W niedzielę zajmujący trzecie miejsce w tabeli Sporting zmierzy się z 14. w stawce zespołem Pacos de Ferreira.