Gospodarze zaczęli mecz bardzo dobrze, od prowadzenia 4:1, co jeszcze bardziej rozgrzało i tak żywiołową publiczność. Obrońcy tytułu szybko wyrównali na 4:4 po zagrywce Mariusza Wlazłego. Poźniej jastrzębianie zdołali wypracować niewielką przewagę, znów zniwelowaną przez Wlazłego zagrywką. Kiedy w atku pomylił się Adam Nowik goście po raz pierwszy prowadzili (14:13). I już nie dali sobie tego odebrać, mimo popełnienia kilku błędów. Pomogła im trochę słabsza dyspozycja w jastrzębskim ataku Igora Yudina i Pawła Abramowa. W międzyczasie "zatrzymała" się tablica wyników, Wlazłego zatrzymać jastrzębianie jednak nie umieli i po jego zbiciu Skra wygrała seta 25:22.

Reklama

Przy prowadzeniu gości 10:7 w drugiej partii, trener jastrzębian Roberto Santilli wziął czas, zdjął marynarkę i wpuścił na parkiet Sebastiana Pęcherza. Pomogło to o tyle, że "przebudził się" w paru akcjach Igor Yudin. Przy stanie 15:20 gospodarze zerwali się jeszcze do odrabianie strat. Doprowadzili do wyniku 22:24, ale efekt końcowy był identyczny jak w pierwszym secie, znów po ataku Mariusza Wlazłego.

W trzecim secie było trochę dyskusji kapitanów obu drużyn z sędziami, wiele nerwów, "atomowych" zagrywek i ataków. Prowadzili bełchatowianie, zachowujący większy spokój i popełniający mniej błędów. Coraz częściej też było słychać grupę kibiców Skry, zaczynających świętowanie zwycięstwa. Mieli do tego pełne prawo, bowiem goście dominowali na boisku. Prowadzili 24:21 i stracili tę przewagę. Sebastian Pęcherz doprowadził do wyrównania (24:24) i zaczęły się prawdziwe emocje. "Chłodniejsze" głowy zachowali goście i są bardzo blisko obrony złota. Potrzebują jednej wygranej.