Występujący w rezerwowym składzie w Chicago Polacy pokazali się z bardzo dobrej strony w fazie grupowej Final Six, w której niespodziewanie pokonali dwie najlepsze drużyny fazy interkontynentalnej - Brazylijczyków 3:2, a Irańczyków 3:1. Dysponujący ogromną siłą Rosjanie okazali się już jednak zbyt trudną przeszkodą.
Podstawowi kadrowicze - decyzją trenera Vitala Heynena - trenują obecnie w Zakopanem przed turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk i mistrzostwami Europy.
Szkoleniowiec "Sbornej" Tuomas Sammelvuo kilku doświadczonych zawodników, m.in. Aleksandra Butkę, Artema Wołwicza, Dmitrija Muserskiego i Siergieja Grankina w ogóle nie powołał do kadry na LN. Znalazł się w niej co prawda Maksym Michajłow, najbardziej wartościowy zawodnik (MVP) Final Six 2018, ale ostatecznie nie wystąpił w żadnym spotkaniu i nie ma go w Chicago.
W fazie interkontynentalnej 14 czerwca Rosjanie też wygrali z biało-czerwonymi 3:1. Ich podstawowa "szóstka" była dokładnie taka sama jak w sobotę. Wówczas Polacy nie radzili sobie z potężnymi zagrywkami rywali. Tak samo było w pierwszym secie półfinału Final Six. Podopieczni Heynena mieli kłopoty praktycznie w każdym elemencie - szwankował u nich atak, popełniali sporo błędów w polu serwisowym. Nie byli też w stanie wiele zdziałać blokiem.
Rosjanie szybko wypracowali kilkupunktową przewagę. Heynen próbował coś zmienić - przy stanie 5:9 w miejsce nie najlepiej spisującego się wówczas Bartosz Bednorza wprowadził Piotra Łukasika. Ten zdobył w krótkim czasie dwa punkty atakiem, ale ani on, ani żaden z jego kolegów nie był w stanie odrobić strat do rywali. Co prawda biało-czerwoni przy stanie 10:17 zdobyli cztery punkty z rzędu, ale końcówka należała do przeciwników.
Druga partia również zaczęła się po myśli "Sbornej". Sygnał do gonienia rywali (3:6) dali Karol Kłos i Norbert Huber. Ku uciesze licznie zgromadzonych na trybunach polskich kibiców na tablicy pojawił się remis 6:6. Radość nie trwała długo - podopieczni Sammelvuo znów odskoczyli. Heynen, chcąc wzmocnić przyjęcie, tym razem za Bednorza wprowadził Jędrzeja Gruszczyńskiego, który nominalnie gra jako libero. Pierwszy z zawodników po powrocie na boisko był jedną z ważniejszych postaci w ekipie biało-czerwonych.
Najpierw jednak intuicją wykazał się szkoleniowiec biało-czerwonych. Zdecydował się na podwójną zmianę, w wyniku której do gry posłał m.in. Łukasza Kaczmarka. Atakujący Zaksy Kędzierzyn-Koźle od razu popisał się skutecznym blokiem, a po chwili Bednorz dołożył asa i Polacy wyszli na prowadzenie 23:22. Pierwszej piłki setowej nie wykorzystali. Przy kolejnej Dmitrij Wołkow wpadł w siatkę.
W dalszej części spotkania najpierw trzypunktową przewagę roztrwonili Rosjanie (10:7), a chwilę później w ich ślady poszli Polacy (16:13). Triumfatorzy LN sprzed roku znów dobrze radzili sobie na zagrywce, a po stronie biało-czerwonych nie brakowało pomyłek w tym elemencie. W kluczowym momencie najpierw lepsze, a potem gorsze momenty zaliczył Wiktor Poletajew. Nie zawiódł za to Wołkow, który dzięki sprytowi zapewnił swojej drużynie setbola. Wraz z kolegami wykorzystał ją, blokując Bartosza Kwolka.
W ostatniej partii stale utrzymywała się kilkupunktowa przewaga "Sbornej" (12:10, 17:13). Jedynym jasnym punktem w polskiej ekipie był wówczas Kłos. Pozostali zawodnicy mieli duże kłopoty ze skutecznością ataku. Udało im się to zmienić dopiero, gdy byli pod ścianą - od stanu 17:24 obronili cztery piłki meczowe. Spotkanie zakończyło zbicie Poletajewa.
W pierwszej edycji LN, która rok temu zastąpiła w kalendarzu Ligę Światową, biało-czerwoni w turnieju finałowym odpadli w fazie grupowej. Na tym etapie wówczas zmierzyli się m.in. z Rosjanami. Tamten pojedynek zakończył się takim samym wynikiem jak sobotni.
Polska - Rosja 1:3 (19:25, 26:24, 22:25, 21:25)
Polska: Marcin Komenda, Bartosz Kwolek, Norbert Huber, Maciej Muzaj, Bartosz Bednorz, Karol Kłos, Jakub Popiwczak (libero) oraz Piotr Łukasik, Marcin Janusz, Łukasz Kaczmarek, Jędrzej Gruszczyński
Rosja: Wiktor Poletajew, Jegor Kliuka, Iljas Kurkajew, Iwan Jakowlew, Igor Kobzar, Dmitrij Wołkow, Walentin Gołubow (libero) oraz Dmitrij Kowalew