"W czasach, gdy Adam Małysz zaczynał rządzić na światowych skoczniach, czyli w roku 2000 i 2001, zgłaszała się do nas nawet setka dzieciaków. Do dziś spośród nich zostało może trzydziestu, inni z różnych przyczyn odchodzili od sportu, najczęściej, żeby się dalej uczyć. Teraz powinien na skocznie wchodzić rocznik, który we wspomnianych latach przychodził na świat, tymczasem chętnych nie widać" - przyznaje na łamach "Dziennika Zachodniego Polska" trener Jan Szturc, prywatnie wujek Małysza.

Reklama

Brak potencjalnych następców "Orła z Wisły" w jego rodzinnej miejscowości, to kolejny sygnał, że skoki zaczynają przechodzić kryzys. Słabsze wyniki Małysza w ubiegłym sezonie jeszcze bardziej naświetlają fakt, że ta dyscyplina, a nawet i cały Polski Związek Narciarski, opierają się właściwie na barkach tego jednego zawodnika.