"Wyszło to na dobre, bo gdyby mnie puścili za pierwszym albo za drugim razem, to chyba bym wylądował na buli. Taki był wiatr - chorągiewka w rękach Łukasza łopotała jak szalona. Wiatr dochodził do 5-6 metrów na sekunde i to tylny" - przyznał Małysz.
Orzeł z Wisły oddał najdłuższy skok w przerwanej serii, ale nie chce niczego obiecywać. "Wiem, że robię postępy, ale nie będę zapeszał. Trudno mi było pogodzić się z wynikiem z normalnej skoczni, bo - bądźmy szczerzy - jak na mnie był fatalny. Bardzo chciałbym więcej, więc teraz już o tym zapominam i koncentruję się na jutrzejszym konkursie" - powiedział portalowi skijumping.pl.
>>>Małysz skoczył i odwołali kwalifikacje
Powody do zadowolenia miał na pewno Kamil Stoch. Oddał solidne skoki i zapewnia, że zapomniał już o wczorajszym upadku: "Czuję się bardzo dobrze, boli mnie jeszcze tylko kark, bo naciągnąłem trochę mięśnie. Rafał Kot postawił mi chińskie bańki. To nie było nic strasznego, takich upadków miałem już wiele. Dziś udało mi sie wyeliminować błąd, który go spowodował. Na skoczni sporo wiało, pojawiły sie boczne podmuchy. Skakanie było już trochę ryzykowne."