Poza wyraźnie odstającym od reszty Maciejem Kotem nasi zawodnicy do tej pory spisywali się na skoczni w Libercu więcej niż przyzwoicie. Regularnie lądowali w okolicy 120 metra. Czasem przekraczali tę granicę, czasem do jej osiągnięcia trochę im brakowało, ale ogólne wrażenie po ich występach było niezłe.
>>>Kuettel mistrzem, Małysz dopiero dwunasty
"Szkoda, że to nie była drużynówka" - żałował po jednym z treningów prezes Apoloniusz Tajner. Typujący wyniki zawodów prezes Polskiego Związku Narciarskiego zawsze nieco przesadza z optymizmem, ale tym razem trudno nie podzielać jego nastroju. Mimo trudnych warunków Polacy udanie wypadli we wczorajszych kwalifikacjach do konkursu indywidualnego na dużej skoczni. W pierwszej szóstce znalazło się aż 3 naszych skoczków. Kamil Stoch z odległością 123,5 m zajął 2. miejsce, 123 m dały Adamowi Małyszowi 4. lokatę, a Rafał Śliż (123,5 m) był 6. Do konkursu awansował też czwarty z polskich zawodników Łukasz Rutkowski (112,5 m i 32. miejsce).
Gdyby wszyscy nasi reprezentanci zdołali oddać w zawodach drużynowych po dwa skoki podobne do tych najlepszych z serii treningowych, mieliby szansę na świetny wynik. "Wiem, że robię postępy, ale równie mocno cieszy mnie to, że pozostali też skaczą coraz lepiej. Patrząc na występy kolegów, można powiedzieć, że mamy drużynę, z którą można powalczyć o dobre miejsce. Tylko żebym nie zapeszył" - mówił Małysz.