Małysz pojechał w bojowym nastroju. Nie ma mowy, by groźna sytuacja z Oslo, gdzie tylko dzięki mistrzowskim umiejętnościom uratował się przed katastrofalnym upadkiem, miała zły wpływ na jego formę albo psychikę. "To, co nie zabija... wzmacnia" - taki opis na komunikatorze internetowym Gadu-Gadu umieścił Łukasz Kruczek, drugi trener kadry. To wystarczy, by wiedzieć, jaka atmosfera panuje w polskiej ekipie.
"Chciałbym, żeby tak jak w poprzednim roku na decydujące konkursy do Słowenii pojechała ze mną żona" - zdradził niedawno "Faktowi" Małysz. Marzenie mistrza świata się spełniło - Iza na kilka dni zostawiła swój nowo otwarty sklep w Wiśle i wczoraj rano państwo Małyszowie, wraz z rodzicami skoczka, ruszyli swoim autem w drogę do Planicy. Na całej trasie do Słowenii mijali samochody i autokary pełne polskich kibiców.
Już po raz drugi w karierze naszego mistrza to, czy zdobędzie Puchar Świata, rozstrzygnie się na mamuciej skoczni w Planicy. Teraz musi dogonić Andersa Jacobsena, który wyprzedza go o czternaście punktów. W sezonie 2002/03 Małysz bronił się przed ścigającym go Svenem Hannawaldem. Rozstrzygnął sprawę już podczas pierwszych zawodów.
"Ten trzeci puchar z rzędu znaczy dla mnie bardzo wiele. Jestem niesamowicie szczęśliwy, że udało mi się to jako pierwszemu zawodnikowi w historii. Ale ciągle czuję głód sukcesów i mam wiele do zrobienia" - mówił wtedy nasz skoczek. Kibice wierzą, że Adam Małysz osiągnie w ten weekend kolejny sukces.