Kowalczyk o całej przygodzie napisała na swoim blogu. Na moment zostałam uznana za terrorystkę. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy pan, który prześwietla bagaż podręczny, wyciągnął z kieszeni pokrowca od laptopa żelazną śrubę o średnicy centymetra i długości dwudziestu pięciu. Cóż, nie tylko ja w tym teamie mam fantazję! Pokrowiec pożyczyłam razem z laptopem od Trenera, który znalazł to ustrojstwo na trasie w... Nowej Zelandii. I schował w bezpieczne miejsce - opisuje Polka.
Na szczęście cała sprawa po chwili się wyjaśniła, a Kowalczyk mogła dalej kontynuować podróż.
Nasza biegaczka poleciała do Kanady, gdzie przez najbliższy tydzień będzie trenować, a następnie wystartuje w zawodach Pucharu Świata.