W rozmowie ze sport.pl Kowalczyk zdradziła, że to nie był pierwszy przypadek kiedy straciła przytomność. Omdlenia przez ostatnie półtora roku zdarzały mi się bardzo często. Kilkadziesiąt razy. Tyle że kamer przy tym nie było. Wróciłam do nart właśnie po to, żeby mi się pomogły z tamtymi trudnymi czasami uporać. I pomagają. Bardzo. A że czasem przeholuję? No cóż. Nie mam za dużego talentu. Nie mam genialnych parametrów wytrzymałościowca. Moją siłą było zawsze to, że głowa potrafiła zmusić ciało do przekraczania granic. I na Alpe Cermis głowa najwyraźniej przesadziła - mówi nasza mistrzyni.
Kowalczyk w sobotę, czyli sześć dni po tym jak zasłabła wystartuje w zawodach Pucharu Świata w Otepaeae. Oczywiście, że się boję. Przy maksymalnym wysiłku straciłam kontakt z rzeczywistością na kilka minut. Musiałabym być szalona, żeby się nie bać. Ale sport wyczynowy to jest ciągłe balansowanie na granicy zdrowia. Sport to zdrowie przy amatorskim uprawianiu. U zawodowców to bajki dla naiwnych - twierdzi na łamach sport.pl Kowalczyk.