"Kiedy wpadam do Krakowa, to zawsze jest za mało czasu na wszystko. Wypadałoby nadrobić zaległości towarzyskie i spotkać się z przyjaciółmi, nadrobić zaległości na uczelni, a tu jeszcze obowiązkowe wizyty u fizjoterapeuty, który musi sprawić, żeby kręgosłup mniej bolał i żebym mogła dalej grać. Te ostatnie problemy to skutek gry na kortach ziemnych, która bardzo go obciąża. Teraz czekają mnie dwa starty na trawie, więc powinno być lepiej" - powiedziała PAP Radwańska.

Reklama

W poniedziałek przegrała w 1/8 finału Roland Garros z byłą liderką rankingu WTA Tour Rosjanką Marią Szarapową, a następnego dnia wróciła do Krakowa. Spędzi tam ponad tydzień, zanim ruszy do Eastbourne na turniej na trawie.

"Tak długi pobyt u siebie to dość miła odmiana, bo przecież ciągle siedzę na walizkach, w hotelach czy w samolocie. Od jesieni mieszkam z siostrą w swoim mieszkaniu, ale w tej sytuacji trudno to nazwać prawdziwym domem. Oczywiście jest to miejsce do którego wracam, ale nie mam zbyt wiele okazji, żeby nacieszyć się samodzielnością. Zresztą ona wiąże się też z nieco zaskakującymi obowiązkami, które wcześniej rozkładały się między nami i rodzicami. Teraz wszystko spada na mnie i na Ulę, ale nie mam powodów do narzekania. Jakoś sobie chyba radzimy i całkiem nieźle się uzupełniamy" - uważa Radwańska.

Tenisistka w ubiegłym roku kupiła sobie mieszkanie w Krakowie, niedaleko tego, w którym mieszkała z rodzicami. Jej ojciec i trener Robert Radwański często humorystycznie powtarza, że ma dzięki temu kontrolę nad córkami i może obserwować z balkonu potencjalnych kandydatów na mężów - straszy, że jeśli mu się nie spodobają, to zdejmie ze ściany w przedpokoju oryginalne miecze samurajskie i użyje ich.

Reklama

"Tata jest zawsze wojowniczo nastawiony, ale on tylko tak mówi. Na szczęście, kiedy jesteśmy w domu, to nie mamy czasu na wspólne obiadki czy kolacyjki. Widujemy się dwa razy dziennie na treningach, a później każde idzie w swoją stronę załatwiać swoje sprawy, bo zaraz znów trzeba będzie się pakować i gdzieś lecieć na turniej. Na co dzień wszystko robimy w biegu, nawet jemy kiedy komu pasuje, a właściwie kiedy jest czas. Na szczęście naprzeciwko naszego domu jest ekskluzywne bistro. Można sobie tam zamówić domowe obiady i mamy z Ulą jedzenie za dziesięć minut. Zresztą jak nas dłużej nie ma w Krakowie to i tak mama zawsze wypełnia nam zamrażalnik i lodówkę gotowymi obiadami, więc po powrocie nie ma szans, żebyśmy umarły z głodu" - podkreśliła Radwańska.

"Muszę przyznać szczerze, że w kuchni to ja mogę herbatę zrobić. Ewentualnie tosta czy sałatkę, albo jeszcze sushi mogę przygotować, bo na jakimś turnieju w Azji miałam okazję trochę poćwiczyć. Jednak na tym moje umiejętności kulinarne się kończą, no niestety nie będę udawać, że jest inaczej. Ale mogę się na przykład pochwalić, że z siostrą zrobiłyśmy niedawno tiramisu, dokładnie według przepisu. No i to było najlepsze tiramisu, jakie w życiu jadłam. Od biedy ono może być więc moją specjalnością" - dodała.



Reklama

Najlepsza obecnie polska tenisistka znana jest z zamiłowania do kupowania butów i torebek, których nadmiar z trudem może pomieścić nawet w nowym mieszkaniu.

"Przyznaję, że pomieszczenie, które miało być początkowo małym gabinetem, przerobiłam na swoją garderobę. Ale wszystko jest pod kontrolą, bo z Ulą podjęłyśmy decyzję, że przez najbliższy rok nie kupujemy żadnych kurtek, niezależnie, jaka by to była okazja czy jaka firma, bo mamy sporo. Nie i już, bo sobie to obiecałyśmy. Podobnie z butami, dlatego, że jest ich wystarczająca ilość w szafie i na pewno znajdę sobie odpowiednią parę na każdą okazję" - zakończyła Radwańska.