Rozstawiona z numerem 27. Collins w czwartek grała prawie bezbłędnie i zdominowała Świątek, która była turniejową "siódemką".

Z taktyką i planem gry, które miałem - zaczynając od solidnego początku - czułam, jakbym była w transie. Nie było zbyt wielu rzeczy, które by mi przeszkadzały. Miałam naprawdę dobry rytm, uderzałam czysto piłkę i posyłałam ją w dobre miejsca - wyliczała w rozmowie z dziennikarzami 28-letnia zawodniczka.

Reklama

Collins pracowała nad siłą i szybkością

Jak dodała, w osiągnięciu takiego stanu pomogło jej to, iż miała konkretnie wyznaczone, co chciała zrobić na korcie i jak zamierzała realizować swój plan.

Kiedy mam jasny pomysł na taktykę i na to, co chcę zrobić, to jest mi łatwiej wejść na taki pułap. Ale jak każda inna zawodniczka w tourze czasem mam dni, kiedy staram się być w takim transie i nie jestem w stanie. Dziś działało to po mojej myśli. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze wiele meczów takich jak ten. Trzeba jednak być też realistą i mieć świadomość, że nie da się tak grać za każdym razem - zastrzegła.

Polka oceniła, że nigdy nie zmierzyła się z rywalką równie szybko grającą, co tenisistka z USA tego dnia.

Sądzę, że wiele w tej kwestii sprowadza się do mojej siły i mocy oraz całego tego czasu, który spędziłam poza kortem na pracy nad przygotowaniem fizycznym. Wiele o tym już mówiłam wcześniej i to jest coś, w co naprawdę wierzę. Spędziłam dużo czasu w siłowni, pracując nad mocą oraz szybkością i czuję, że jak wychodzę na kort, to jestem w stanie przełożyć to na moją grę i wykorzystać przy mocnych uderzeniach - wskazała Collins.

Amerykana spodziewała się dłuższego meczu

Po raz pierwszy w karierze awansowała ona do finału w imprezie wielkoszlemowej.

Ten turniej to dla mnie niewiarygodna przygoda. Dobrze się bawię na korcie, a jednocześnie mierzę się z wieloma wymagającymi rywalkami i toczę prawdziwe bitwy. Dotarcie to finału jest czymś naprawdę niezwykłym. Brakuje mi słów - przyznała.

Jeden z dziennikarzy zwrócił uwagę, że jak na kogoś, kto osiągnął życiowy sukces, nie okazywała ona tuż po meczu zbyt wielkiej radości.

Reklama

Byłam dość skupiona na swoim planie gry. Iga walczyła do samego końca. Sądziłam, że wygrałam przedostatnią akcję, ale okazało się, że nie. Generalnie spodziewałam się dziś nieco dłuższego meczu - zaznaczyła.

W sobotnim finale zmierzy się z liderką światowego rankingu Australijką Ashleigh Barty.