Janowicz od dłuższego próbuje wrócić do grania, ale w tym roku zaliczył jeden przegrany pojedynek w pierwszej rundzie eliminacji challengera w Lugano.

Do poznańskiego challengera Janowicz, który otrzymał od organizatorów dziką kartę, przygotowywał się niezwykle solidnie - od czwartku trenował na kortach Parku Tenisowego Olimpia. W międzyczasie na kortach AZS Poznań w meczu superligi pokonał Przemysława Michockiego 6:2, 7:6 (7-3). W pierwszej rundzie los go skojarzył z Ejupoviciem (419. miejsce w rankingu ATP). Nazwisko Janowicz wciąż przyciąga kibiców, od godz. 16 trybuny centralnego kortu zaczęły wypełniać się publicznością. Fani tenisa pamiętają, że to właśnie łodzianin 10 lat temu był pierwszym Polakiem, który został zwycięzcą rozgrywanego od 1993 roku poznańskiego turnieju.

Reklama

W pierwszej partii obaj zawodnicy wygrywali gemy wyłącznie przy własnym podaniu, choć Polak robił to w sposób bardziej zdecydowany. W tie-breaku Janowicz prowadził już 5:2 i po chwili miał dwa setbole. Nie wykorzystał jednak ogromnej szansy, a przy stanie 6:6 popełnił podwójny błąd serwisowy. Kolejną akcję także wygrał Niemiec i objął prowadzenie w meczu.

W drugim secie Janowicz tylko momentami podejmował walkę. Przy prowadzeniu Ejupovicia 5:0 udało mu się obronić dwie piłki meczowe i wygrać gema, lecz to tylko przedłużyło pojedynek o kilka minut.

"Prawdę mówić, myślałem, że będzie gorzej. Można trenować i dobrze się czuć, ale brakuje mi tego ogrania meczowego. Nie da się oszukać pięciu lat bez gry, przez ten czas rozegrałem zaledwie kilka spotkań" - mówił po meczu Janowicz.

Reklama

Jak dodał, kluczowym momentem pojedynku była końcówka tie-breaka.

Reklama

"W pierwszym secie miałem wrażenie, że jestem lepszy, te moje serwisy wygrywałem płynniej, niż on. Czułem się trochę mocniejszy tenisowo od niego. Właśnie w takich ważniejszych momentach wychodzi ogranie i gdybym miał to ogranie, to pewnie podejmowałbym lepsze decyzje. W drugiej partii z mojego rywala +zeszło ciśnienie+, przestał robić błędy. W każdym swoim gemie serwisowym miałem gamepointy, mogłem je zamykać na swoją korzyść, ale tego nie zrobiłem. A on już tego nie wypuścił" - podsumował 31-letni tenisista.

Z turniejem pożegnał się Maks Kaśnikowski, który do turnieju głównego musiał przedzierać się przez eliminacje. 18-latek stoczył blisko trzygodzinny pojedynek z rozstawionym z nr 8 Argentyńczykiem Camillo Ugo Carabellim i ostatecznie przegrał 7:5, 4:6, 1:6.

"Grałem na 150 procent swoich możliwości. Chyba fizycznie odstawałem od rywala. On mógłby grać pięć godzin, a ja nie wytrzymałem. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Muszę przeanalizować to spotkanie i wyciągnąć wnioski. Ogólnie to był pozytywny turniej dla mnie" - skomentował Kaśnikowski, który wystąpi jeszcze w turnieju deblowym.

Do drugiej rundy awansował m.in. rozstawiony z nr 2 Szwajcar Henri Laaksonen, który pokonał Serba Nikolę Milojevicia 1:6, 6:2, 6:3. Nie bez kłopotów w kolejnej rundzie zameldowała się Kolumbijczyk Daniel Elahi Galan, który wygrał z Bośniakiem Mirzą Basiciem 6:7 (3-7), 6:3, 6:1.

Marcin Pawlicki (PAP)