Pierwsze rundy są zawsze trudne, szczególnie, że to był także mój pierwszy mecz na trawie, wiec jestem zadowolona, że byłam w stanie wprowadzić w życie wszystkie elementy, które ćwiczyłam - powiedziała Świątek na konferencji prasowej po wygranym meczu z Chorwatką Janą Fett (6:0, 6:3).
Świątek nadal uczy się grać na trawie
Zapytana o to dlaczego po łatwo wygranym pierwszym secie, początek drugiego okazał się trudniejszy, wyjaśniła to pewną dekoncentracją. Nie nazwałabym tego zapaścią, po prostu się trochę zdekoncentrowałam, nie grałam meczu przez trzy tygodnie i to jest dość długa przerwa w rytmie meczowym, ale szybko się z powrotem skoncentrowałam i nie sprawia to, że czuje się jakoś bardziej niepewnie. Wiem, że jak przypilnuje tego w kolejnym meczu, to się nie zdekoncentruję - wyjaśniła Świątek.
Podkreśliła jednak, że jeszcze musi się przyzwyczaić do kortów trawiastych. Faktycznie w przypadku gry na "mączce" to mam więcej pewności, że w każdej sytuacji sobie poradzę, tutaj nawierzchnia jest specyficzna i czasem mam wrażenie, że trochę wyrównuje szanse, bo tutaj serwis robi większą robotę, w obronie jest ciężej wyjść i przejąć inicjatywę. Tutaj gra jest trochę inna i ja wciąż muszę się uczyć tego i dostosowywać do tego, ale będę korzystała z każdego meczu i każdego doświadczenia - mówiła polska zawodniczka.
Polka nie czuje się legendą
Świątek wyraziła zadowolenie z tego, że grę na Wimbledonie zaczęła na korcie centralnym i pokreśliła, że jest to też dowód postępu, którego dokonała w ostatnim czasie. Przyznam, że już w pewnym sensie przyzwyczaiłam się do tego, że mam duże trybuny naokoło i ciężej byłoby przystosować się, gdybym grała na którymś z mniejszych kortów, gdzie ludzie cały czas chodzą dookoła i jest głośniej. Więc jak kiedyś dość dziwnym dla mnie było granie na korcie centralnym - pamiętam moje pierwsze mecze na Philippe Chatrier (kort centralny na French Open - PAP) i o wiele bardziej się stresowałam podczas tych meczów, to teraz na kortach głównych umiem utrzymać swoją rutynę - mówiła. Kort centralny jest bardzo przyjemny i łatwo się skoncentrować, bo też publiczność zachowuje się elegancko - dodała.
Zapytana, czy po przedłużeniu zwycięskiej serii meczów do 36, dzięki czemu wyprzedziła Venus Williams, czuje, że już należy do tej samej kategorii zawodniczek, Świątek odparła, że jeszcze nie. Cały czas, gdy patrzę na Serenę czy Venus Williams, postrzegam je jako legendy, a ja jeszcze nie uważam się za legendę. Ale jest to niesamowite dla mnie, że wydłużyłam tą wygraną passę, bo pokazuje to ile pracy wkładam w każdy mecz i to pokazuje, że osiągnęłam stałość, co było moim celem - powiedziała. Dodała jednak, że o ile w zeszłym sezonie stałością były ćwierćfinały turniejów czy trzecie rundy tych wielkoszlemowych, to w tym roku jest już na innym poziomie.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński