PRZEGLĄD SPORTOWY: Trzeci sezon, trzecia wygrana. Za rok w Otepaeae dostanie pani chyba tytuł honorowej obywatelki.
JUSTYNA KOWALCZYK: (śmiech) Może tak się zdarzyć. To dla mnie wyjątkowe miejsce. Świetnie się tam czuję, a wyniki tylko to potwierdzają. Poza tym dla Estończyków biegi to sport narodowy, więc doceniają zawodników. Ja jestem jedną z najlepszych biegaczek świata i zawsze dobrze mówię o tym miejscu, dlatego nasza sympatia się zazębia. (...)
PS: Marit Bjoergen wróciła do rywalizacji i od razu ma pani bardzo groźną rywalkę.
Wiedziałam, że jest mocna. Bez dyskusji. Ale zdania nie zmienię - kontrolowałam ten bieg. Były cztery sekundy różnicy, a w razie potrzeby mogło być więcej. Nie dużo więcej, ale więcej. Tym niemniej, ona będzie mocna, do igrzysk mamy jeszcze miesiąc. I jeszcze jedno - w Otepaeae było bardzo zimno, a w takich warunkach leki na astmę bardzo pomagają... (...)
PS: Wielu kibiców zaczyna się o panią martwić. Głównie o to, że wielka forma przyszła za wcześnie.
A ja jestem spokojna. W Vancouver będę biegać tak szybko jak teraz, a może nawet szybciej. Tylko nie wiem, co zrobią rywalki.
PS: I naprawdę nie przeszło pani przez myśl, że wszystko przyszło zbyt szybko?
W tamtym roku zaczęłam prędko biegać podczas Tour de Ski i wygrywałam do końca marca. Czyli tak naprawdę do końca sezonu. A mogłabym i dłużej. Gdyby sezon trwał do końca kwietnia, to zwyciężałabym do kwietnia. Zrobiłam solidną podbudowę podczas przygotowań. Mam pewność siebie. Jak mogę wygrać, wygrywam. Ale na razie nie walczę jak lew.
PS: Lwa-Justynę zobaczymy w Vancouver?
Mam nadzieję, w każdym razie bardzo bym chciała (śmiech).
>>> Czytaj także: Onyszko: Zrobili ze mnie bestię i psychopatę
p