Ponoć gdy dziennikarz muzyczny Hirek Wrona wyznał panu, że jest fanem Manchesteru United, przerwał pan wywiad, wstał i bez słowa wyszedł. To prawda?

Nie pamiętam tej sytuacji, ale bardzo możliwe, że tak właśnie było. My, kibice Aston Villi, z założenia najbardziej na świecie nie znosimy Czerwonych Diabłów i Birmingham City. O tym drugim klubie nic nie powiem, bo tak ich nienawidzę, że każde moje słowo byłoby nie do wydrukowania w pieprzonej gazecie. O Manchesterze natomiast wspomnę tyle: brzydzę się tamtejszymi zawodnikami i fanami. Od czasu gdy George Best zakończył karierę, piłkarze tego klubu grają jak cioty. Mojego zdania nie zmienią nawet sukcesy Manchesteru w Lidze Mistrzów.

Dlaczego?
Ja nie uznaję międzynarodowych rozgrywek. Brakuje tam agresywnej, męskiej gry. Drużyny bawią się w czarowanie publiczności jakimiś gównianymi sztuczkami technicznymi zamiast porządnie skopać się po kościach. To strasznie gejowsko wygląda.

Czyli w ogóle nie dopinguje pan angielskich zespołów w pucharach?
Dokładnie tak! Ja mam gdzieś nawet to, że reprezentacja przegrała 1:2 w Moskwie z Ruskimi. Nie interesuje mnie to. Dla mnie ważne są tylko mecze ligowe Aston Villi i Cracovii.

Jak rozpoczęła się pana fascynacja polskim klubem?
Gdy przyjechałem do Krakowa, mój kumpel Tomek Nowak powiedział mi: jeśli chcesz zobaczyć kawał dobrej piłki, wpadnij na mecz Cracovii, a nie tej pieprzonej policyjnej Wisły. Miał rację. Spotkania Pasów dostarczają wielu niezapomnianych wrażeń. Podobnie jak rozmowy z przyjaciółmi-kibicami tego zespołu, których uwielbiam.

Dostrzega pan jakieś analogie między Cracovią a Aston Villą?
Gdy zacząłem dopingować krakowian, byli w trzeciej lidze, tak jak Aston Villa, kiedy ponad 40 lat temu wybrałem się pierwszy raz na mecz. Poza tym Cracovia to najstarszy klub w Polsce, a The Villans są jedną z pierwszych zawodowych drużyn świata. I jeszcze coś: w obu tych klubach gra po kilku wychowanków, brakuje też zagranicznych gwiazd. I dobrze. Strasznie wk... mnie to, że świat futbolu stał się miejscem, w którym sprowadza się na potęgę obcokrajowców. W składzie Arsenalu nie ma czasem nawet jednego Anglika. Przecież to jakiś absurd!

Na scenie imponuje pan żywiołowym zachowaniem. Czy na trybunach reaguje pan podobnie?

Jasne! Na meczach Aston Villi zawsze siadałem razem z szalikowcami i krzyczałem jak wariat. Potem przeniosłem się do loży VIP-ów. Nie chciałem, by mój czteroletni synek słuchał tych wszystkich bluzgów. Ale chłopak już podrósł, ma 11 lat, więc niebawem wracam z nim na swoje stare krzesełko.

A gdzie siada pan na Cracovii?
A gdziekolwiek, byleby był dobry widok. Nie mogę odżałować, że nie oglądałem ostatnich derbów Krakowa. Grałem akurat jakiś cholerny koncert w Anglii i nie miałem jak się urwać. A szkoda, wiem, że było niezłe widowisko. No nic, odbiję sobie wiosną.

Na derbach dochodzi czasem do awantur. Nie boi się pan, że akurat usiądzie w sektorze Cracovii, który zaatakują kibice Wisły? Co wtedy?
Nic. Ja co prawda nie lubię bójek, ale gdy nie ma wyjścia, to ich nie unikam. Podwijam rękawy i ruszam na s... Odważny jestem.

Wiele gwiazd muzyki przyjaźni się ze sportowymi idolami. Pan również?
W latach 80. i 90. kumplowałem się z Garrym Linekerem i zawodnikami Aston Villi. Mało tego, byłem nawet dyrektorem tego klubu! Jednak po pewnym czasie
zrezygnowałem. Za dużo ludzi w klubie myślało nie o piłce, a o zarabianiu kasy, wkurzało mnie to. Wracając do pytania - teraz nie mam znajomych wśród piłkarzy. I nic w tym dziwnego, oni są 30 lat młodsi ode mnie. Imponują im łatwe panienki, sportowe fury i wypasione domy z pięcioma sypialniami. Mnie już nie kręci ten cały przepych, dojrzałem.

Czyli raczej nie kupi pan żadnego klubu wzorem Eltona Johna, który kiedyś nabył Watford?
Nawet jakbym chciał, to nie dam rady. Nie mam tyle kasy co on, niestety. Z Eltonem dzieli mnie wielkość portfela, łączy co innego. Gdy nasze ukochane kluby przegrywają mecze, cały tydzień mamy do dupy. Kiedy zwyciężają, wszystko nam się udaje. Tę zależność zaobserwowałem już parę ładnych lat temu.

Gdyby miał pan do wyboru: zagrać koncert albo iść na ważny mecz Aston Villi, jaka byłaby decyzja?
Jeśli moja ukochana drużyna walczyłaby o Puchar Anglii lub mistrzostwo, rzuciłbym wszystko w cholerę i pobiegł na trybuny, by ją wspierać. Po pewnym czasie występowanie staje się nieco monotonne, inaczej niż sport, który zawsze jest wyjątkowy, bo nieprzewidywalny.

Na koniec zapytam pana o zdanie na temat Davida Beckhama. Nie irytuje pana to, że w Anglii robi się z niego pół-Boga?
Nie, bo ten chłopak jest wielki, należy mu się szacunek! To artysta, wspaniały ambasador piłki. Gdy dotyka jej nogą, czyni cuda.

Dziwi mnie pana sympatia dla niego, bo grał przecież w Manchesterze United...
No, ale w końcu zmądrzał i opuścił ten cholerny klub, nieprawdaż? Miał ich w dupie, odszedł do Realu i za to też go cenię.



































Reklama