Ów selekcjoner to nie tylko znakomity taktyk, ale też... nałogowy palacz (paczka Marlboro dziennie to dla niego norma), prawnik, gitarzysta zespołu hardrockowego oraz miłośnik fantazyjnych tatuaży. "To największy oryginał ze wszystkich trenerów" - uważa podopieczny Bilicia Luka Modrić.
Podczas ostatniego mundialu chorwaccy zawodnicy potykali się o własne nogi. Bez walki przegrali z Brazylią, nie udało im się też pokonać słabiutkiej Japonii i przeciętnej Australii. Kibice i dziennikarze byli wściekli na trenera Zlatko Kranjcara. Grożono mu pobiciem oraz podpaleniem auta i mieszkania.
I wtedy do gry wkroczył Bilić. Zluzował Kranjcara z pierwszych stron gazet po tym, jak odważnie zapowiedział, że chętnie obejmie po nim zespół i wyciągnie go z największego od lat kryzysu. Nie wszyscy mu wierzyli. Sceptykom trudno się dziwić - człowiek, który chodzi z kolczykiem w uchu, niedbale zawiązanym krawatem i nogawką od spodni włożoną w skarpetkę (tak ubierają sie miłośnicy stylu grunge) generalnie nie wzbudza zaufania. Jednak już cztery miesiące po przejęciu kadry nie było Chorwata, który nie kochałby Bilicia. Jego zespół zwyciężył u siebie 2:0 Anglię, a potem jeszcze pokonał Wyspiarzy na Wembley i wygrał grupę eliminacyjną. Nie ma się co dziwić, że selekcjoner ma obecnie status bohatera narodowego.
"Tajemnica sukcesu Bilicia? Postawił na młodych zawodników, których prowadził w kadrze do lat 21. Otoczył się też ludźmi, których zna z boiska. Jego asystenci, dawni zawodnicy Alosza Asanović i Robert Prosinecki, przyjaźnią się z nim od dziesiątego roku życia. To niezwykle zgrane trio" - opowiada były kadrowicz Dado Prso. I dodaje: "Slaven jest dla chłopaków jak starszy brat. Nie tylko ich motywuje, ale też szkoli w dziedzinie boiskowego cwaniactwa".
Rzeczywiście Bilić jak mało kto potrafił oszukiwać sędziów. W mistrzostwach Europy w 1996 r. przebiegł się po Niemcu Christianie Ziege w taki sposób, że nikt tego nie dostrzegł. Dwa lata później na mundialu w meczu z Francją udawał, że faulował go Laurent Blanc. Był na tyle sugestywny, że sędzia wyrzucił zawodnika Trójkolorowych z boiska...
Poza aktorstwem i taktyką Bilic uczy swych piłkarzy jeszcze czegoś - profesjonalizmu. Dlatego gdy przed meczem z Rosją przyłapał trzech kadrowiczów na balowaniu w nocnym klubie „Fontana” w Zagrzebiu, bez słowa wyrzucił ich ze zgrupowania. "Jest miły, ale do czasu. Zna granice" - opowiada Prso.
Ma też swoje pasje. Należą do nich muzyka i nauka. Bilić gra na gitarze w zespole Rawbau. Pisze też dla tego zespołu teksty piosenek. Skomponował nawet utwór, który promował w Chorwacji film „Hannibal” z Anthonym Hopkinsem.
"Niestety, przed Euro mam tyle zajęć, że będę musiał rzucić gitarę w kąt" - ubolewa Bilić. W zapomnienie odejdą też książki. "Uwielbiam czytać, uczyć się. Mój ojciec był profesorem ekonomii, po nim odziedziczyłem miłość do wiedzy. Tata strasznie się cieszył, gdy skończyłem studia. Poza książkami prawniczymi połykam też te psychologiczne i poświęcone piłce nożnej".
"Koledzy po fachu Slavena powinni notować jego wykłady o taktyce. Mało kto tak wspaniale potrafi ustawić zespół. Nauczył się tego wszystkiego z książek oraz podczas praktyk u Arsene’a Wengera i u... mnie" - wtrąca Marcelo Lippi, który wygrał z Włochami ostatni mundial.
Podczas Euro 2008 Bilić będzie niezwykle zmotywowany, by odnieść sukces. Nie tylko dlatego, iż obiecał sobie, że po zdobyciu medalu zaszaleje i pozwoli sobie na kolejny tatuaż (obecnie ma jeden z imieniem żony Andrijany). Jest jeszcze inny powód - mistrzostwa będą dla niego pierwszą i ostatnią okazją do zdobycia z Chorwacją medalu na poważnej imprezie. Po turnieju przeniesie się prawdopodobnie do jednego z klubów angielskiej Premiership.
Zanim do tego dojdzie, 16 czerwca Bilić stanie naprzeciwko Leo Beenhakkera. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że na Hypo-Arenie w Klagenfurcie spotkają się godni siebie rywale.