Gra pan tak jak inni zawodnicy w piłkarskie gry komputerowe?
Gram. Najczęściej w najnowszą wersję ProEvolution Soccer

I jaki wybiera pan klub?
Oczywiście Dinamo Zagrzeb.

A jak przychodzi wybrać zagraniczną drużynę?
Wtedy biorę Barcelonę.

Czy to jest jakaś wskazówka, że właśnie tam chciałby pan grać?
Boże, a kto by odmówił Barcelonie? Czytałem w prasie, że się mną interesują, ale nie wiem nic o żadnych oficjalnych ofertach. Cieszą mnie jednak takie pogłoski.

Reklama

Dlaczego nie przeszedł pan do Anglii? Podobno było bardzo blisko, pański menedżer był nawet na spotkaniu z Romanem Abramowiczem oraz z szefami Tottenhamu, Arsenalu i Manchesteru City.
To nie była moja decyzja, tylko Dinama. Klub postanowił, że zostanę w Zagrzebiu jeszcze przez rok. W końcu cały czas obowiązuje mnie kontrakt. Ostatecznie stanęło na tym, że będę mógł odejść latem.

Reklama

A dlaczego nie zdecydował się pan rok temu na transfer do Szachtara Donieck? Ukraińcy podobno oferowali klubowi 15 milionów i panu osobiście 10. To za mało dla Luki Modricia?
Nie o to chodzi. Szachtar to duży klub z ambicjami, ale ja chciałem jeszcze zostać w Zagrzebiu i powalczyć z Dinamem o Ligę Mistrzów albo przynajmniej Puchar UEFA. Byliśmy bardzo blisko grupowej fazy Champions League, ale w meczach z Werderem zabrakło szczęścia.

Z tego, co słyszeliśmy, miał pan bardzo ciężkie dzieciństwo?
Pochodzę z małej wioski niedaleko Zadaru, tuż przy wybrzeżu Adriatyku. W czasie wojny o niepodległość niedaleko nas prowadzone były ciężkie walki. Później do wsi weszli serbscy żołnierze. Znaleźliśmy się pod okupacją. Musieliśmy z całą rodziną uciekać do Zadaru. Mieszkaliśmy wszyscy w małym hotelowym pokoiku. Przez niemal całą wojnę musieliśmy radzić sobie bez prądu, wody i gazu. Trafiliśmy z deszczu pod rynnę, bo Zadar przez długi czas był pod ostrzałem artyleryjskim. Już w czasie wojny zapisałem się do miejscowego klubu i grałem tam przez lata, a gdy miałem 16 lat, przeszedłem do Dinama Zagrzeb.

Reklama

Przez rok grał pan też w Bośni, w Mostarze. Czytaliśmy nawet pańską wypowiedź, że ten, kto poradzi sobie w tamtejszej lidze, nie będzie miał gdzie indziej problemów.
Miałem 17 lat i zostałem na rok wypożyczony. Dla mnie ten okres był bardzo ważny. Mogłem wreszcie zacząć grać z profesjonalnymi piłkarzami, w oficjalnej pierwszej lidze. To już był prawdziwy futbol, a nie zabawa. Tamtejsza liga jest bardzo ostra, powiedziałbym, że brudna. Gra się nie fair, rywale często traktują cię łokciami, co chwila jakieś nieczyste wślizgi. Poradziłem sobie jednak.

Jest pan zadowolony z losowania grup Euro 2008?
Na papierze wygląda to całkiem nieźle. Myślę, że nie mogliśmy trafić lepiej. Z drugiej jednak strony są to mistrzostwa Europy i tu już nie ma słabych przeciwników. Austria jest gospodarzem i zrobi na pewno wszystko, by awansować do drugiej rundy. Są Niemcy, których nie ma co zachwalać. Jest wreszcie Polska, która skończyła eliminacje w grupie przed Portugalią, Belgią i Serbią. To także świadczy o sile waszej drużyny.

Ludzie mówią, że ten zespół Bilicia jest równie dobry jak ten z 1998 roku. Zgadza się pan z tym?
Nie można porównać naszej generacji z tą, którą reprezentowali Suker, Boban i Bilić. Nasz obecny zespół jest wciąż bardzo młody, większość z nas cały czas się rozwija, jesteśmy dobrze prowadzeni w klubach. Możemy tylko być coraz lepsi. Mam nadzieję, że już podczas Euro pokażemy, że stać nas na wiele. Ale tamta drużyna z 1998 roku była wyjątkowa. Przecież oni zajęli trzecie miejsce na świecie. To wielkie osiągnięcie.

Czy tamci piłkarze byli pana bohaterami?
Każdy z nich był kimś wyjątkowym, ale moim największym bohaterem był zdecydowanie Zvonimir Boban. Na ścianach wisiały głównie jego plakaty. Chorwacja miała wtedy fantastyczną linię pomocy z Asanoviciem, Prosineckim czy Soldo, ale Boban był niezastąpiony.

Czyli przechodzi pan do Milanu?
Oczywiście. To byłoby logiczne.

Wzoruje się pan na Bobanie?
Nie, ja chcę grać w swoim stylu. Nie chcę nikogo kopiować, naśladować. Nawet swojego największego idola.

Nie obawia się pan, że oczekiwania wobec reprezentacji są zbyt wysokie?
Sukcesy drużyny narodowej z 1996 i 1998 roku zawsze będą stanowić punkt odniesienia. Oni ustawili bardzo wysoko poprzeczkę. Każdy następny zespół jest z nimi porównywany. Tak jest i teraz. Czuje się tę presję, to prawda. Jestem jednak przekonany, że wyjdziemy z grupy. Co będzie dalej, zobaczymy.

Zna pan jakichś polskich piłkarzy?
Znam Krzynówka, Smolarka, bramkarza Celtiku Glasgow Boruca. Kogo ja jeszcze znam? No jasne, Żurawskiego.

Z telewizji czy gier komputerowych?
Oglądałem skróty meczów Polaków, więc coś o nich wiem. Ale wasi piłkarze oczywiście też są w grach.

Chorwatów często się nazywa Brazylijczykami Europy. Zgadza się pan z takim porównaniem?
Myślę, że można tak powiedzieć. My też jesteśmy ekipą bardzo dobrze wyszkoloną technicznie, lubimy grać z pierwszej piłki. Wymieniać dużo podań. Można tak to ująć.

Suker twierdzi, że Chorwaci, w przeciwieństwie na przykład do Włochów, nigdy nie kalkulują. Zawsze chcą wygrać mecz, zawsze dają z siebie wszystko.
To w stu procentach prawda i możemy być z tego całkowicie dumni. To nasze podejście do sportu pokazuje ostatni mecz przeciwko Anglii na Wembley. Przecież my mieliśmy już zapewniony awans, a jednak zwyciężyliśmy. Wygrywanie mamy w krwi.

Dostał pan za to mercedesa z Rosji?
Nie, nie. Nigdy do nas żadne mercedesy od Rosjan nie dotarły.

Wracając do tego spotkania na Wembley. Chcieliście coś udowodnić Anglikom i Europie wygrywając właśnie na Wembley?
Nic nie chcieliśmy nikomu udowodnić. Graliśmy tylko dla siebie. Chcieliśmy sobie pokazać, że potrafimy pokonać Anglię na Wembley.

Czuje się pan jak chorwacki David Beckham?
Nie, dlaczego?

Paparazzi pana śledzą. Codziennie jest pan we wszystkich tutejszych gazetach.
Absolutnie nie czuję się jak gwiazda. Nie jestem też chorwackim Beckhamem. Jestem normalnym chłopakiem. Cieszę się, że ludzie do mnie podchodzą, pozdrawiają, życzą wszystkiego najlepszego. Zawsze chętnie stanę, zrobię sobie zdjęcie, chwilę porozmawiam i dam autograf.

Jak się czuje człowiek, który wart jest 30 milionów euro?
To, ile jestem wart, okaże się dopiero przy transferze. Zobaczymy, ile będą chcieli za mnie zapłacić. Na razie nie zaprzątam sobie tym głowy. Myślę o grze i o tym, by pozostać zdrowym.