Woźniak ma na koncie 241 meczów w polskiej ekstraklasie, 20 razy wystąpił w reprezentacji.

"I co z tego, skoro wszystko rozpadło się jak domek z kart? Teraz zostałem wyrzucony na margines. Zostałem bez pracy, która jest moją pasją" - mówi były bramkarz, który został niedawno zatrzymany przez policję jako podejrzany o korupcję. Sprawa dotyczyła okresu jego pracy w Koronie Kielce. Dzisiaj jako jeden z nielicznych zamieszanych w kupczenie punktami zdecydował się na rozmowę. Nie ma zamiaru chować głowy w piasek - pisze "Fakt".

Reklama

"Ludzie uważają mnie za człowieka handlującego meczami. Nie mam jednak o to do nich pretensji" - twierdzi Woźniak. O Koronie nie może mówić, ale chętnie opowiada o mechanizmach, jakie działały w trzecioligowej piłce. Uważa, że korupcja to nie jest działanie przypadkowe.

" Świadczy o tym liczba klubów w to zamieszanych. Często było tak, że ktoś został wręcz przyciśnięty do ściany. Nie miał wyjścia. Jak za komuny - wszyscy byli jej przeciwni, ale musieli się dostosować" - twierdzi były piłkarz.

Czy naprawdę nie można było odmówić? "Jeśli ktoś chciał zrobić coś uczciwie, to natychmiast był sprowadzany na ziemię w następnym meczu. Był karany za to, że się nie podporządkowuje. To wszystko było niesamowicie bezczelne" - opowiada Woźniak. "Wyszukiwano kluby, którym zależało na awansie. Na zasadzie: jak mają taki cel, to powinni dostać <propozycję nie do odrzucenia>. I podporządkowywali się albo byli eliminowani.

Reklama

A co było, jeśli jakiś klub był mocny i nie potrzebował pomocy? "To było tak. Podporządkowujesz się? Nie?! Mecz w łeb! Podporządkowujesz się? Nie?! Mecz w łeb! I znów! W końcu w klubie zastanawiali się: <Co tu jest grane?>. Postawieni pod ścianą - ulegali. Bo w przeciwnym razie byli przez tych szantażystów eliminowani z rozgrywek" - dodaje Woźniak - "To jest właśnie dowód na to, że w trzeciej lidze wszystko odbywało się systemowo. Szantażyści manipulowali wynikami, grożąc eliminacją z rozgrywek wyłudzali pieniądze. Pilnowali nawet tego, aby różnice między drużynami były minimalne. Dlaczego? Bo gdyby jakiś klub miał np. 20 punktów przewagi, to wszystko straciłoby sens. Im mniejsza przewaga, tym więcej pieniędzy można było wyłudzić!

Dlaczego przestępców interesowała akurat trzecia liga? Rozwiązanie jest bardzo proste - na meczach tego szczebla bardzo rzadko są kamery telewizyjne. Podczas gry mogą się zatem dziać cuda.

"Tam nie ma żadnej kontroli nad tym, co się dzieje" - uważa Woźniak. "Nawet nie ma się do kogo zgłosić i pożalić. Wszyscy tworzyli system naczyń połączonych. Nad sędziami czuwał obserwator, a jego ocena była decydująca. Nad nim też mógł być jeszcze ktoś wyżej. Jak nota była dobra, to zamykała jakiekolwiek dyskusje" - dodaje. "Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak - i nagle szantażowany był w tym głęboko" - twierdzi były bramkarz reprezentacji. "Nie znał tych ludzi, nie spotykał się. Ale system działał. Bo moim zdaniem, to wielka, zorganizowana grupa, rządząca piłką. A trzecia liga to jest bagno, w którym można tylko utonąć do końca. Wystarczyły mi dwa lata, żeby się przekonać o tym, co tam się dzieje. Wirus, który pustoszy te rozgrywki, zaatakował także mnie. Najważniejsze jest teraz, żeby śledztwo wyeliminowało z piłki tych ludzi, którzy zorganizowali to wszystko. Trzeba dotrzeć do tych mózgów, które wymyśliły ten proceder" - kończy Woźniak.