"Zagrałam na 50 procent, ale przez kontuzję ręki. Zaczęło boleć na początku drugiego seta. Nie mogłam dobrze uderzać. Ręka mi drętwiała, ból promieniował. Brałam leki przeciwbólowe, ale nie pomogło. Wstrzymywałam rękę. Najgorzej było przy forhendzie i woleju. Nie trenowałem też przecież normalnie przed turniejem" – tłumaczyła się Agnieszka Radwańska. Kontuzja pojawiła się podczas turnieju New Haven, akurat na tydzień przed rozpoczęciem US Open.

Reklama

Czy wobec tego nie należało wycofać się z New Haven? "Zastanawiałam się długo, ale i tak musiałam przyjechać na różne zobowiązania sponsorskie i inne pierdoły, więc zagrałam. Walczyłam ciągle o Masters. Kontuzja mogła pojawić się równie dobrze na treningu" – mówiła Isia. "W New Haven raczej już nie zagram. Sześć imprez w USA to za dużo. Od pięciu tygodni nie byłam w domu. Nie pamiętam już jak wygląda mój pokój" – dodała.

Jakie cele? Polskiej tenisistce ucieka finał Masters w Dausze. "Jest jeszcze takie mniejsze Masters w Bali, dla dziewczyn spoza dziesiątki, ale trzeba wygrać turniej. A co mi zostało? Pekin i Tokio, gdzie będzie cała czołówka. Z mniejszych, Linz i Moskwa. Więcej nie mogę zagrać, bo ograniczają mnie przepisy WTA" – powiedziała Agnieszka. Szanse na wygraną są jednak niewielkie, krakowianka musi wcześniej wyleczyć kontuzje, a i liczyć na dobre losowanie.

"Nie wiem, czy kiedykolwiek będę numerem jeden, dwa, trzy, czy pięć. Będę się starać, ale może się nigdy nie uda. Rok temu byłam w dziesiątce, teraz nie będę. Mówi się trudno. Daje z siebie wszystko. Widocznie w tym roku takie jest moje miejsce" – zakończyła.