Wystarczy mieć dwa złote, żeby spędzić na nim... dwa razy po 45 minut - jak w meczu piłkarskim - i zajrzeć we wszystkie zakamarki, na co dzień niedostępne dla kibiców. Ale to tylko chwyt reklamowy. Oferta, choć pozornie może wydawać się ciekawa, nie powala na kolana.
Na boisko ze sztuczną nawierzchnią, reklamowane jako atrakcja, wystarczy rzut oka... No chyba, że ktoś chce się na nie położyć albo je pogłaskać. Centrum prasowe to tylko cztery ściany, stoły i krzesła, a zwiedzanie tego miejsca ratują pokazy kilku filmów o Stadionie Śląskim. Miały tam być także wystawione eksponaty związane z obiektem i jego historią, ale - choć są w ofercie - to faktycznie ich brak.
"Centrum dowodzenia, wieża stadionu, tunel, tor żużlowy, główna płyta stadionu, tunel do szatni" - wymieniają organizatorzy kolejne wspaniałości. Spacer w tych miejscach może być ciekawy dla kogoś, kto nie ma do nich dostępu, ale stadion po modernizacji stracił już walory historyczne. Trudno tam poczuć atmosferę starych meczów i przypomnieć sobie występy polskich gwiazd.
Zamożniejsze grupy wycieczkowe mogą liczyć na więcej. Zagrać na sztucznym boisku, ale godzina kosztuje już około 150 złotych, albo nawet spotkać się z piłkarską gwiazdą. Jaką? Najbardziej realne jest ściągnięcie dawnej gwiazdy polskiej piłki, mieszkającej obecnie na Śląsku, jak Gerard Cieślik albo Stanisław Oślizło. Taki Frankowski może już jednak słono kosztować.
Jak widać, polskiemu stadionowi jeszcze wiele brakuje, żeby stał się atrakcyjny dla zwiedzających. A jeszcze więcej, żeby dołączył do sławnych aren, po których wycieczka czasami zajmuje cały dzień.