Szwajcar zerwał się z łóźka i wyskoczył z niego w popłochu, przy okazji nabijając sobie na nodze sporego guza. Chciał się gdzieś schować. Uciekał przed koszmarami. I darł się przy tym bardzo głośno. "Podobno głośniej niż czasami robię to na korcie" - opowiadał potem z uśmiechem. "Na szczęście była przy mnie moja dziewczyna. Dzięki niej szybko się uspokoiłem" - dodał.

Federer uważa, że być może zaszkodził mu japoński alkohol sake, którego próbował kilka godzin wcześniej na kolacji. Twierdzi, że mógł to być powód jego nocnych męczarni. Ale mimo że zarwał sporo snu, dziś na korcie spisał się nieźle i pokonał... Japończyka Takao Suzukiego. "Nie sądzę, że chcieli mnie podtruć, żebym przegrał z ich zawodnikiem" - żartował po meczu. "Japończycy są po prostu bardzo gościnni i chcieli, żebym posmakował ich narodowego trunku" - stwierdził.