Dla Nicka Heidfelda przyszły sezon będzie ósmym w karierze w Formule 1. W czwartek szefowie BMW-Sauber ogłosili, że kolegą Niemca w zespole w 2007 roku będzie Robert Kubica.
Rafał Kazimierczak: Nie jest pan zaskoczony decyzją szefów zespołu?
Nick Heidfeld: Jeżeli ktoś by mi powiedział rok temu, że w sezonie 2007 będę jeździł w jednym zespole z Kubicą, byłbym bardzo zdziwiony. Teraz nie jestem. Stało się to, czego wszyscy w teamie oczekiwaliśmy. Nie było powodu, dla którego Polak miałby z nami nie zostać.
Będziecie silnym duetem?
Już jesteśmy. Mamy za sobą pięć wspólnych wyścigów, w tym czasie i ja, i on byliśmy na podium.
Kubica - Heidfeld to silniejszy duet, niż pan i Jacques Villeneuve?
Tego nie wiem. Ale wiem, że Jacques wykonał dla nas większą pracę, niż sądzi wielu ludzi. Wystarczy spojrzeć w statystyki.
Mario Theissen stwierdził, że dzięki Kubicy pan jest bardziej zmotywowany, a cały team mocniejszy. Zgadza się pan ze swoim szefem?
Nie. Na mnie przyjście Kubicy nie miało wpływu. Na pewno nie jestem lepszym kierowcą dzięki niemu.
Czuje pan większą presję od kiedy Kubica zastąpił Villeneuve'a?
Nie, bo F1 to sport polegający na ciągłej rywalizacji, ze wszystkimi. Więc presja jest zawsze. Jestem przyzwyczajony do rywalizowania ze świetnymi debiutantami, byłem przecież w teamie z Massą i Raikkonenem.
Dochodziło między wami do nieporozumień, w Japonii nie chciał go pan przepuścić, mimo, że miał pan wolniejszy bolid.
Nic takiego nie miało miejsca. Każdy jechał, jak mógł najszybciej.
W jednym z wywiadów stwierdził pan, że jest lepszym kierowcą od Kubicy.
To zostało wyrwane z kontekstu. Wszyscy mówili, i nadal mowią, jak dobrym kierowcą jest Robert. I oczywiście jest. Nazywają go przyszłym mistrzem świata. Powiedziałem w tym wywiadzie, że to dobrze, ale teraz to ja zajmuję lepsze miejsca. A napisano, że jestem lepszy.
Nie denerwuje pana, że tak określają mało doświadczonego kierowcę?
Dobrze, że nazywają Kubicę przyszłym mistrzem świata. Lepiej być lepszym od przyszłego mistrza świata, niż od Jacquesa, którego nikt tak nie nazywał.
Jest pan spokojnym człowiekiem, a w Chinach zrobił pan wielką awanturę Sato, że blokował pana na torze.
Nawet nie Sato, tylko jego koledze z zespołu, bo ich pomyliłem. Byłem wściekły. Atakowałem, walczyłem, a nagle przez dziwne zachowanie Sato straciłem trzy miejsca, czyli trzy punkty. Dla mnie i dla zespołu. Nasza przewaga nad Toyotą byłaby teraz większa. Do dziś jestem wkurzony.
Kto jest pana ulubionym kierowcą F1?
Za osobowość bardzo lubię Felipe Massę, z którym razem jeździliśmy w Sauberze. Odkąd przeprowadził się do Monako, widujemy się tylko na wyścigach. Lubię też Michaela Schumachera i Kubicę. Najlepszy w historii F1 był Ayrton Senna, jego cenię najbardziej. Nigdy nie był moim idolem, ale szanuję go za to, jak jeździł. Zawsze na granicy ryzyka. Miał charyzmę.
Po wyścigu na Interlagos karierę zakończy pana rodak Michael Schumacher. Wyobraża pan sobie Formułę 1 bez niego?
Spokojnie, nie sądzę, aby ludzie odsunęli się od F1, bo odchodzi z niej Michael. Wątpię nawet w to, że w Niemczech spadnie zainteresowanie formułą, bo Niemcy mają kilku dobrych kierowców. Poczekajmy na to, jaki będzie w 2007 roku bolid BMW.
Tak mocny, żeby wygrywać wyścigi?
Na pewno nie w przyszłym sezonie. Ale ja poczekam. Czekałem więcej niż dwa lata. W F1 jestem od 2000 roku i ciągle czekam.
Jaki będzie sezon 2007 dla waszego zespołu?
W F1 kolejny sezon to zawsze niewiadoma. Jestem dobrej myśli, ale to za mało. Były już zespoły, które świetnie debiutowały, a następny rok miały słaby. Nie sądzę, aby przydarzyło się to właśnie nam. Jesteśmy za dobrzy. To, co osiągnęliśmy w tym sezonie, nie jest kwestią szczęścia i przypadku, tylko naszej siły. Mamy dobrych kierowców, dobrych inżynierów. Ciągle zatrudniamy nowych ludzi w fabryce i laboratoriach.
Ma pan plany na wakacje?
Chcę jechać do domu. Tu, w Brazylii, nie jest jeszcze tak źle, bo przylecieliśmy tylko na tydzień. Ale podczas azjatyckich wyścigów musiałem zostawić moją dziewczynę i dziecko na ponad dwa tygodnie. Nie wiem, gdzie pojedziemy po sezonie. Najważniejsze, abyśmy byli razem.
Był pan kiedyś w Polsce?
Nie.
Może przyjedzie pan z Kubicą na jakąś akcję promocyjną?
Na razie nie ma takich planów. Ale jestem bardzo młody, mam dopiero 29 lat i kiedyś na pewno zawitam do Polski.
"Jeżeli ktoś by mi powiedział rok temu, że w sezonie 2007 będę jeździł w jednym zespole z Kubicą, byłbym bardzo zdziwiony" - mówi DZIENNIKOWI Nick Heidfeld. Teraz niemiecki kierowca jest przekonany, że razem z Polakiem tworzy bardzo silny duet w wyścigach Formuły 1.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama