Jak to się robi? Nie tak zwyczajnie. Na boisku zamontowane są... trampoliny - po cztery pod każdym koszem. Zawodnik odbija się od nich i frunie w powietrze, żeby superefektownie wsadzić piłkę do kosza. Ale nie ma lekko, bo przeciwnicy też z nich korzystają, żeby zablokować wsad. Kości trzeszczą! Na szczęście pod koszami są materace, żeby złagodzić ewentualny upadek ze sporej wysokości.

Nikt się tym jednak nie przejmuje, bo każda udana akcja z wsadem to w slamballu trzy punkty dla drużyny. W koszykówce jest ich za to samo tylko dwa... I to jest podstawowa różnica między tymi dyscyplinami. Ale niejedyna.

W slamballu drużyny składają się z czterech zawodników (w koszykówce z pięciu). Każdy ubrany jest jak koszykarz, ale ma nakolanniki i nałokietniki. Bo walka o piłkę jest ostra, a sędzia wkracza tylko wtedy, gdy ma... rozdzielić bójkę. To nie przelewki. I z tego też powodu boisko odgrodzone jest od publiczności plastikową, przezroczystą ścianą.

Mecz ma cztery części, każda trwa sześć minut. Zmiany przeprowadzane są bez zatrzymywania czasu. Jeden zawodnik zbiega, a drugi szybko wbiega na boisko.

Drużyna atakująca na oddanie rzutu ma 15 sekund, liczonych od przekroczenia połowy boiska. W tym czasie drużyna broniąca może blokować i przepychać się z zawodnikami rywali, niczym w futbolu amerykańskim. Takie starcia wyglądają bardzo efektownie.

Punkty można zdobywać nie tylko za wsady. Gdy zawodnik wrzuci piłkę do kosza z innego, dowolnego miejsca na boisku, drużyna dostaje ich dwa. Wyjątkiem jest ostatnia minuta spotkania. Wtedy za każdy trafiony rzut zespół zgarnia trzy punkty. Dzięki tej regule dochodzi często do bardzo emocjonujących finiszów. I o to właśnie chodzi w tym sporcie. Adrenalina na boisku i trybunach aż kipi.

Póki co jedyna zawodowa liga slamballowa działa w USA. Gra w niej osiem zespołów: Houston Bandits, Philadelphia Bouncers, Dallas Diablos, Chicago Mob, New York Riders, Los Angeles Rumble, Los Angeles Slashers i Detroit Steal.