Są pewne siebie, bo... grają na luzie. Bez przesadnej presji. I dzięki temu wychodzą na boisko z uśmiechem. "Bawimy się w siatkówkę" - mówią. Nic dziwnego, że po sensacyjnych zwycięstwach z Japonią i Koreą Południową długo nie mogły zasnąć ze szczęścia.

Tym bardziej, że ich menedżer Jack Wang natychmiast zareagował na te historyczne triumfy i dał im premię - 3 tysiące dolarów. I zapowiedział, że jak znajdą się w najlepszej ósemce turnieju, to zespół dostanie o wiele wyższą sumę do podziału. "I może wtedy wreszcie ktoś zauważy, że kobiety u nas w ogóle grają w siatkówkę" - żali się Wang. Bo poza bejsbolem, koszykówką i golfem inne dyscypliny na Tajwanie się nie liczą.

A ci nieliczni, którzy się interesują, wciąż są w szoku po zwycięstwach z Japonią i Koreą. "Myślałem, że wygramy z tymi zespołami jednego, a może nawet dwa sety... Do tej pory nie mogę uwierzyć, że wygraliśmy mecze!" - mówi Wang, który oprócz roli menedżera pełni także funkcję wiceprezesa federacji siatkarskiej. Dotychczas nie miała się ona jednak czym pochwalić. W rankingu światowym drużyna Tajwanu zajmowała ostatnio dopiero 23. miejsce.

Jaki jest zatem ich sposób na sukces? Składa się na niego kilka ważnych rzeczy. "Nasz trener zawsze rano pyta się dziewczyn, czy się wyspały i jak się czują. Po treningach nasz lekarz robi im relaksujące masaże. A moja żona dba, żeby do ryżu, który jedzą przy każdym posiłku, nie zabrakło ich ulubionych przypraw. Po meczu z Japonią nawet poszła je kupić do supermarketu, bo kucharz w naszym hotelu ich nie miał. I nie mógł dogodzić naszym siatkarkom" - opowiada Wang. Oby Polki im nie dogodziły i... "schrupały" Tajwan. Bez specjalnych przypraw.

Mecz Polski z Tajwanem odbędzie się 4 listopada. Początek o godz. 7.00 czasu polskiego.