Zespół z Bełchatowa zgromadził 30 punktów. Ostatnie trzy, decydujące o utrzymaniu prowadzenia w tabeli, dzięki Radosławowi Matusiakowi. Nasz bohater w meczu z Belgią znów strzelił zwycięskiego gola i został - z dziewięcioma bramkami - liderem klasyfikacji strzelców.

Już od pierwszej kolejki sezonu 2006-07 GKS Bełchatów pokazał, że nie będzie z nim łatwo. Wygrał na wyjeździe z Górnikiem Łęczna 3:1. Matusiak strzelił jednego z goli. Potem 1:0 z Widzewem Łódź i znów bramka Matusiaka. A w trzeciej kolejce sensacja - wygrana w Warszawie z mistrzem Polski, Legią 2:1, o której przesądził gol Łukasza Garguły w doliczonym czasie gry. Nic dziwnego, że Matusiak i Garguła szybko stali się gwiazdami ligi i trafili na stałe do reprezentacji Polski.

Co prawda, pod koniec września i w październiku GKS zaliczył kilka wpadek, ale potem znów wygrywał mecz za meczem. I kolejny raz sprawił wielką sensację - pokonał Wisłę Kraków na jej stadionie 4:2! Dwa gole Matusiaka w tym spotkaniu przekonały trenera polskiej reprezentacji Leo Beenhakkera, żeby postawić na niego w meczu z Belgią. I nie pomylił się. Bo to właśnie Matusiak dał biało-czerwonym zwycięską bramkę na 1:0.

W kolejce po napastnika stało już wtedy kilka klubów, ale natychmiast pojawiły się nowe oferty. Matusiak zaznaczył jednak wyraźnie. "Zostaję do końca sezonu" - obiecał. Bo mistrzostwo jesieni to dla niego za mało i chce pomóc GKS-owi Bełchatów w walce o mistrzostwo Polski. A w tym czasie zastanowi się, w jakim kierunku się udać, do jakiej drużyny się przenieść, żeby dalej rozwijać swój wielki talent. I bardzo mu zależy, żeby razem z nim udał się jego przyjaciel, Garguła.