"W tym tygodniu miałem rozmawiać z dyrektorem Liverpoolu na temat przyszłości Jurka. Niestety, wyleciał za granicę, ale jak tylko wróci, polecę do Anglii i spotkam się z nim. Czas wyjaśnić tę sprawę" - mówi Faktowi Jan de Zeeuw (55 l.), reprezentujący interesy Jerzego Dudka.
Liverpool zaproponował polskiemu bramkarzowi nowy kontrakt. "Oni są bardzo zadowoleni z Jurka. Co z tego, skoro on nie gra w klubie, tylko siedzi na ławce? Chcemy znaleźć mu nową drużynę, ale najpierw Liverpool musi wyrazić zgodę na odejście Polaka" - mówi de Zeeuw.
To sytuacja, wypisz, wymaluj sprzed roku. Wówczas polski golkiper również sygnalizował chęć opuszczenia Anfield Road. Ostatecznie pozostał w klubie i dziś grzeje ławkę, bo w pierwszym składzie wciąż gra ulubieniec Rafy Beniteza Jose Reina. Pół roku temu Benitez w jednej z angielskich gazet powiedział, że daje Polakowi zielone światło do transferu. "Ja tego od niego nie usłyszałem" - mówi de Zeeuw.
Kiedy wspominamy o zainteresowaniu FC Koeln, Holender krzywi się tylko. "Tam na pewno nie pójdzie. Jurek ma grać w klubie, który walczy o europejskie puchary, nawet o Ligę Mistrzów. Takim klubem był Feyenoord, takim jest Liverpool. Takim zespołem nie jest FC Koeln. Są oferty, ale za wcześnie, by mówić o konkretach" - wyjaśnia de Zeeuw.
Dudkowi wciąż najbliżej do Feyenoordu - klubu, w którym był kiedyś bramkarzem numer jeden. Nieżyczliwi mówią jednak, że Polak nigdzie się nie ruszy, a jego opowieści o chęci zmian można włożyć między bajki. Dlaczego? Bo nikt nie da mu ponad 30 tysięcy funtów tygodniowo, a tyle zarabia w Liverpoolu.
Polski bramkarz ma trudny orzech do zgryzienia. Jego klub - Liverpool zaproponował mu nowy kontrakt. Jeśli "Dudi" go podpisze, to dalej będzie tylko rezerwowym. Jak go odrzuci to straci finansowo. Bo nikt inny mu nie będzie płacił 30 tys. funtów tygodniowo - pisze "Fakt".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama